Pyłki kurzu
delikatnie unosiły się w powietrzu. Dzięki zapalonym na każdym stole świecą,
można było je policzyć, bez większego trudu. Wznosiły się powoli ku górze,
jakby chciały dotrzeć do samego słońca, uniknąć mroku.
-Marzyciele – pomyślał Syriusz. Lecz nie
mógł się im dziwić kto w tych czasach nie chciał uciec przed mrokiem. W
Hogwarcie, ta próba ucieczki, była o wiele łatwiejsza. Jednak tu, teraz w tak
zwanym prawdziwym życiu, jest ona niemal niemożliwa. Codziennie listy osób
zaginionych, bądź zamordowanych mugolów oraz czarodziejów wydłużają się o
kolejne nazwiska. Na samym początku tego szaleństwa, które nazywane jest wojną
niosło to oburzenie i niedowierzanie. Lecz po tych sześciu latach, nie robi to
już na nikim wrażenia. Ludzie czytają artykuły o zbrodniach Czarnego Pana, o
walkach by go pokonać, a ich twarz nawet nie zmienia wyrazu. Wojna, strach i
nie sprawiedliwość stały się czymś naturalnym. Jeżeli niemożna tego zwalczyć od
sześciu lat, to trzeba się z tym oswoić. Zając się swoim życiem, wrócić jak
najszybciej do domu i zapomnieć co się czytało w głupiej gazecie.
Każdy broni
się przed ciemnością jak może.
-Ognista –
warknął mężczyzna, za plecami Blacka.
Przez ciało
Łapy, przeszedł zimny dreszcz. Dokładnie wiedział kto stoi po jego prawej
stronie i co to oznacza. Powoli jakby od niechcenia upił resztkę westhy, po czym
zerknął w prawą stronę. Tak jak się umówili, James stał przy szafie grającej i
bajerował jakąś blondynkę. Dziewczyna co rusz chichotała, bądź obdarzała go
szerokim uśmiechem, pochylając się przy tym by okularnik mógł podziwiać jej
ogromne piersi. Była tak oczarowana wysportowanym brunetem że nawet nie
zauważyła połyskującej na jego lewej dłoni złotej obrączki. Rogacz w typowy dla
siebie sposób schylił się i szepnął jej coś do ucha. To był znak, na który
czekał Syriusz. Spojrzał przed siebie i tak jak było ustalone zaczął liczyć
kufle nad ladą.
Jeden. – obaj zostają
na swoich miejscach.
Dwa. – Syriusz
zerka na barman.
Trzy. – Barman
chowa się na zapleczu.
Cztery. –
James żegna się z Cycatą.
Piąć. – Potter
przesuwa się delikatnie do przodu.
Sześć. – Black
wstaje.
Siedem. –
Rogacz sięga po różdżkę.
Osiem. – Łapa
kiwa głową.
- Rozpoczynamy
zabawę – krzyczy James, w ułamku sekundy wyciąga różdżkę z kieszeni spodni. – PotroMagnum
– wypowiada te słowa machając lekko różdżką. Z jej końca wydostaje się pudrowo
różowy dym, który sprawia że znajdujący się w barze mugole zostają spowolnieni,
a ich zmysł orientacji zaburzony.
W tym momencie
ich plan się kończy. Pozostaje to co znają najlepiej i na czym się znają. Chaos.
-A ty dokąd –
warczy Syriusz. Chwycił swojego byłego sąsiada za chabety i rzuca nim o bar.
Mężczyzna lekko roztargniony, przez nagły atak, dopiero po chwili wyciąga
różdżkę i celuje nim w Łapę.
-Z prawej –
nim czarnowłosy zdołał zobaczyć przeciwnika, Potter rzucił mu się na ratunek.
Okularnik razem z ochroniarzem, zaczęli się rzucać po podłodze. Mężczyzna był o
głowę wyższy do Pottera i dodatkowo o wiele bardziej rozbudowany. Jednak James
nie dał mu nad sobą zwyciężyć. Jak tylko zdołał być na górze zadawał mu parę
ciosów w twarz, a miedzy czasie rozglądał się za różdżką, która wyleciała mu z
ręki.
-Syriusz Orion
Black – rzekł mężczyzna, powolnym tonem, dokładnie wypowiadając każdą sylabę.
Dopiero teraz, bez kaptura i pod odpowiednim oświetleniem mógł mu się dokładnie
przyjrzeć. Jego przeciwnik był dokładnie taki jakim go opisywał Szalono Oki. Niski,
gburowaty mężczyzna z głowa ogoloną na łyso. Posiadał do tego azjatyckie rysy
twarzy, a na lewym policzku miał czarny wyrazisty tatuaż, przedstawiający
jakieś chińskie wzory. Jednak najbardziej charakterystycznym elementem jego
postaci, były oczy. Skośne oczy, calutkie białe. – Syn Oriona, jesteś taki
podobny do ojca – na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. – A tam –
wskazał Jamesa który właśnie odskakiwał przed zaklęciem. – Syn Charlsa Pottera.
James Potter, zdrajca krwi – jego twarzy wykrzywiła się w obrzydzeniu. Syriusz
zacisnął mocniej pięści, powstrzymując się przed uderzeniem chińczyka w twarz.
-Yeo Hu –
powiedział gniewnie. – Naczelny śmierciorzerca. Podnóżek Czarnego Pana –
warknął Syriusz. Podszedł bliżej przeciwnika, przyłożył mu różdżkę do gardła.
O dziwo Yeo, się nie bronił. Uśmiechał się tylko perfidnie.
-To bardzo
brzydki zarzut w tych czasach. Ja po po prostu działam tam gdzie lepiej płacą –
wyjaśnił. – Dlatego też wolę twojego brata. Jest bardziej subtelny.
-Tak. Moja
matka tez go wolała – warknął Black i bił różdżkę jeszcze mocniej w szyję
chińczyka. Ten zaśmiał się głośno.
-Tyle w tobie
złości. Tyle goryczy. Tak bardzo pragniesz być inny niż reszta rodziny, a każde
twoje działanie cię do nich upodabnia. Jedyna różnica to odebrana strona –
powiedział spokojnie. Syriusz za to poczuł, jak przez jego ciało przechodzi fala
ciepła. Zacisnął mocno zęby, aż poczuł na języku krew. – Chcesz mnie uderzyć,
chcesz mnie zabić, prawda ? Pragniesz tego. Ale nim to zrobisz – wyszeptał,
zbliżył usta do ucha Syriusza. – Chcesz mnie po torturować, tak jak twoja matka
ciebie. Och, tak wiem o tym. Wiem gdyż widziałem to w swoich wizjach – Łapa
chwycił go za szatę i rzucił nim o podłogę. Rzucił się za nim i zaczął go bić
po twarzy, po szyi, gdziekolwiek tylko mógł trafić. Twarz azjaty pokrywała się
krwią, a on sam jęczał z bólu. Jednak się nie bronił. To tylko podjudzało
Syriusza do dalszego bicia. Jego oczy pokryły się mgłą, a nozdrza rozszerzyły.
Nie panował nad sobą. Nie chciał panować. Jedyne czego pragnął to pozbyć się tej
złości.
-Byłem tylko
dzieckiem! Byłem tylko dzieckiem! Miałaś mnie kochać! Jakim byłem – krzyczał
zadając kolejny cios. Do jego oczu naleciały łzy, po czym zaczęły spływać po
jego policzkach. – NIE. ZASŁUGIWAŁEM. NA. TO. – z każdą sylabą, jego ciężka
pięść uderzała w twarz chińczyka.
-ŁAPO – nagle
ktoś złapał go pod pachy i odciągnął. Wyrywał się jak tylko mógł, jednak uścisk
był na tyle silny że trzymał go twardo. Syriusz zaczął kopać w powietrzu. –
Łapo! Do cholery! – nagle mgła, zaczęła opadać. Głos Jamesa, zawsze dział na
niego trzeźwiąco.
-Weźmy go stąd
– wyszeptał Black. Spojrzał na Yeo. Leżał bezwładnie na podłodze, jego twarz
była pokryta krwią, zresztą jak podłoga i ubrania Syriusza. Odwrócił szybko
wzrok i odszedł parę kroków. Nie chciał patrzeć na to co zrobił, na
potwierdzenie opinii chińczyka.
-Mgła przestanie
działać za chwilę, musimy stąd uciekać – powiedziała Potter. Podniósł azjatę z
podłogi i poczekał aż Syriusz będzie gotowy.
-Już – Łapa
odwrócił się na pięcie i dalej nie patrząc na Yeo chwycił Jamesa za rękę.
OD AUTORKI:
Moi kochani wierni Czytelnicy. Jak widzicie rozdział jest wyjątkowo krótki, nawet jak na mnie. Nie jest to również kontynuacja ZH. Każdego z Was który oczekiwał że wrócę z rozdziałem 15 bardzo przepraszam. Starłam się, miałam chyba z 12 wersji, jednak nie umiałam ponownie się zangażować w tamtą wersję. To niebyli CI HUNCWOCI, a nie chciałam dawać Wam kolejnego szajsu o Huncwotach, którego pełno w internecie.
Wracając do tego rozdziału, to jest początek nowej serii którą nazwałam "Zimna woda". Jak widzicie to historia Huncowtów po Hogwarcie. Ma jedyne 5 rozdziałów i obiecuję że będą one liczyły co najmniej 10 stron. Historia będzie opowiadała o poszukiwaniu zdrajcy w Zakonie i powolnym rozpadzie relacji Syriusz - Remus.
Dopiero teraz kiedy skończyłam szkołę i dostałam się na studia, zauważyłam jak bardzo tęsknie i ile mi dawał ten blog.
Nie zależy mi na komentarzach, ani na obserwatorach jak było poprzednio. Ta chora rywalizacja w której brałam udział 2 lata temu zabiła we mnie pasję do ... pisania. Tym razem będzie inaczej. Jedyne na czym mi zależy to historia, a nie "sukces". Chce od nowa pokochać pisanie.
Mam nadzieję że Wam się spodoba.
Salvio Hextia - Klaudia
Świetne. Naprawdę świetne. Na początku nie bardzo wiedziałam o co chodzi, ale gdy przeczytałam... No nazwijmy to ,,wiadomością'' od Ciebie, zrozumiałam. Rozdział ciekawy, fajnie się go czytało, ale rzeczywiście jest krótki. Zapraszam do siebie: www.lilypoter.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, i weny życzę,
Lunatyczka (lilypotter)
A ja i tak skomentuję, bo to jest CUDOWNE! Czekam na kolejny rozdział i życzę duuuuuuuużo weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ann Black