Rozdział 7.
Krzyknął głośno i zwinął się z bólu w kłębek. Z jego oczu poleciały słone łzy, a on wbił jeszcze mocniej paznokcie w łydki by poczuć się chociaż trochę lepiej. Jednak nic to nie dało. Dalej czuł ten wszech ogarniając ból. Który mógł jedynie porównać do płonięcia. Całe jego ciało płonęło. A najgorsze dopiero przed nim. Każdy miesiąc zaczynał i kończył się tak samo. Kiedy tylko wychodził ze skrzydła szpitalnego czuł się niczym nowo narodzony. Jednak jakiś tydzień przed pełnią zaczynały się problemy. Zawsze ten sam system. Na początku czuł niepokój. Po około dwóch daniach następowała bez senność. Ona była najgorsza, razem z nią była wszach ogarniająca irytacja i jeszcze większy niepokój. Jednak nic nie mogło się równać z dniem przed transformacją. Zaczynał się on od bólu głowy, który utrzymywał się cały dzień, do niego dochodziły zawroty głowy i zmęczenie, całego organizmu. Ledwo umiał zrobić krok do przodu gdyż jego nogi bardzo często odmawiały współpracy. Dodatkowo z minuty...