Zapach
pieczonych pierników unosił się po całej posiadłości. Pani Potter jeszcze raz
zajrzała do piekarnika, uśmiechnęła się zadowolona i usiadła z powrotem przy
świeżej kawie. Gazeta którą przyniosła Mery, dalej czekała na jej męża, zerknęła
na zegarek było już pół godziny po dziesiątej, a Charlus jeszcze nie wrócił z
wieczornego wezwania. Upiła łyk kawy, dokładnie wiedziała co ma zrobić w
wypadku kiedy nie wróci do jedenastej.
-Mery-
powiedziała spokojnie, dalej delektując się kawą. Skrzatka z dumą weszła do
kuchni, poprawiała fartuszek w małe wisienki i stanęła przed swoją panią.
-Tak ?-
zapytała, patrząc na Dorae swoimi dużymi niebieskimi oczyma. Ta po paru
sekundach spojrzała na nią, z jej oczu biło ciepło. Mery uwielbiała tą przemiłą
kobietę, dokładnie pamiętała jak zababrała ją od Blaków kiedy przyszła w
odwiedziny do swojej siostry. I od tego momentu była niczym jej cień, pani
Potter zabierała ją wszędzie, nawet kiedy dobierała swojego syna z dworca,
kiedy szła do przyjaciółki na kawę. Mery była jej prawą ręką, jej oparciem, to
ona była przy niej kiedy poroniła, kiedy urodziła Sandrę, kiedy okazało się że
dziewczynka umarła, kiedy starali się z mężem o kolejne dziecko i kiedy po 20
latach oczekiwania pojawił się James, to ona odebrała poród, to ona go uczyła
mówić i chodzić i to ona była przy nim kiedy Dorae pomagała w szpitalu. Mery
była częścią rodziny, była kimś bez kogo Potterowie by sobie nie poradzili, a
przede wszystkim była niczym siostra dla
Doraey.
-Mogłabyś
wysłać list do Lunserbungów z zapytaniem czy przyjdą do nas na obiad, podkreśl
że bardzo nam zależy?- Mery uśmiechnęła się łagodnie i kiwnęła głową. Wyszła z
kuchni i skierowała się w stronę gabinetu, szła powoli po schodach, przy okazji
poprawiając zdjęcia rodziny. Kiedy weszła wreszcie na pierwsze piętro,
rozejrzała się dokoła. Po porannym incydencie bała się przejść obok pokoju
panicza. Nie znosiła kiedy odwiedzali go koledzy w pojedynkę byli do zniesienia,
ale kiedy zebrała się cała czwórka byli okropni. Pan Potter śmiał się tylko z
jej lęków i zawsze mówił ,,To tylko trzynastoletni chłopcy,, ale ona miała inne
zdanie na ten temat. Zawsze powtarza, odkąd James skończył roczek ,, To
diabeł,, a mając takich jeszcze trzech w domu stwierdziła że trafiła do piekła,
za wszystkie spalone na wiór ciasta.
-James !-
krzyknęła Skrzatka- James ty mały- do pokoju od razu wparowała cała czwórka
rozrabiaków. Jak zobaczyli wiszącą za nogi Mery zaczęli się śmiać, tylko James
zachował powagę.
-Cisza-
krzyknął, od razu chłopacy się uspokoili, a mały okularnik podszedł do biurka i
na nim stanął, wyciągnął z kieszeni swój nożyk i przeciął niewidzialną linkę. –
Przepraszam Mery, chcieliśmy zrobić kawał tacie- chłopczyk zeskoczył i wtulił
się mocno w Skrzatkę.
-Ty mały
łobuzie, myślisz że znowu się na biorę, na te twoje niewinne oczka i niby
dobroć, ty szatanie mały- krzyknęła na niego, po czym zaczęła wszystkich
naparzać ścierką. Chłopcy zaczęli się śmieć.- Serio, myślałeś że po tych
trzynastu latach się znowu nabiorę?
-Tak-
powiedział James ze śmiechem.
-I to był
całkiem dobry pomysł, chociaż trochę za sztucznie to wyglądało
Potter-powiedział Black, Mery spojrzała na niego z uśmiechem i zmierzwiła mu
włosy. Ze wszystkich kolegów Jamesa ten był najzabawniejszy.
-Obaj
jesteście siebie warci, nie wiem kto gorszy, mały Balck czy Potter ?- zapytała,
a Remus zaczął się śmiać.
-Black, bo
Potter umie podporządkować sobie wszystkich i dzięki temu mamy często
odpuszczane, a poza tym po Syriuszu nie da się wejść do łazienki, chłopie co ty
jesz ?- po tych słowach Remus dostał od Blacka w tył głowy.
-Oj
chłopaki, chłopaki, prawdziwi z was Huncwoci- zaśmiał się Mery i podeszła do
półkę z dokumentami.
-Kto?-
zapytał zaciekawiony Black.
-Huncwoci,
nigdy o nich nie słyszałeś- zdziwił się Potter i usiadł na fotelu ojca.
-Ja też nie
słyszałem- powiedział Remus, siadając na fotelu obok.
-Bo to
stara skrzacka legenda – zaczęła Mery.
-Opowiesz
nam- powiedział cichutko Peter, Mery spojrzała na nich, usadzili się wygodnie
na fotelach i sofie, zajadając się ciastem dyniowym.
-Dobrze-
westchnęła i usiadła w największym
fotelu.- Ponad 1000 lat temu w dworze Malfoyów pewna Skrzatka o imieniu Annabell,
wydała na świat czterech synów. Otyliego, Markucja, Filipina i Kattolina.
Skrzaty rosły zdrowo, aż pewnego dnia zły pan zamordował ich matkę, Otyliy i
Markucjo w złości postanowili uciec, zabierając ze sobą barci i złoto które
mogli unieść. Każdy z nas wie, co dzieję się z nieposłusznymi skrzatami w
przeciągu 3 dni bez pana umierają. Filipin najrozsądniejszy z barci próbował
ich przekonać że czynią zło, jednak Markucjo był nieugięty, stwierdził że skoro
są uciekinierami i skoro i tak i tak umrą mogą się wreszcie zemścić na złych
panach, pomagając przy tym innym
bezbronnym skrzatą. Nazwali się Huncwoci co z wymarłego języka skrzatów
znaczyło ponad prawem. Już następnego dnia zaczęli płatać figle czarodzieją nie
parząc na ich status. Po pewnym czasie ich moce zaczęły słabnąć a na ciałach
pojawiały się blizny i krwawiące rany. Po siedmiu dniach umarli a ich ciała
zabrały leśne wróżki i zaczęły głoś imię tych którzy zbuntowali się przeciw tyrani.-
chłopcy spojrzeli po sobie.
-W tym że
psocicie, a reszta zależy do was czy dobrze skierujecie swoje żarty- uśmiechnęła
się do nich- a teraz ja muszę wracać do pisania listu. A James- chłopak
spojrzała na nią- kiedy przyjedzie do ciebie Sue ?
-Jak będzie
się jej chciało to przyjdzie- odpowiedział, wychodząc z gabinetu a za nim
reszta Huncwotów. Mery się tylko uśmiechnęła, nawet nie za uwarzyła jak ten
mały chłopczyk zmienił się w swojego ojca. Usiadła w fotelu i zaczęła pisać
list, zerknęła tylko na zdjęcie na burku. Byli na nim
państwo Potter w dniu ślubu. Uśmiechnęła się na ten uroczy widok, nikt nie mógł podważyć ich wzajemnej miłości.
James
poczochrał swoje włosy i rzucił się na fotel. Syriusz za to usiadł spokojnie na
sofie rozwalając się na jej szerokości, a przy jego nogach umieścił się jeszcze
Peter i Remus.
-James- do
głównego salonu wszedł ojciec, spojrzała tylko na stolik do kawy- weź nogi z
stolika, już- chłopak przewrócił oczami i wykonał polecenie.- Za godzinę
przyjdą goście więc miło by było gdybyś zrobił tak żeby matka się nie zorientowała
że mnie niema- wszyscy chłopacy pojrzeli na niego ze zdziwieniem.
-Bardzo dać
się jej w siwe znaki czy delikatnie- zapytał okularnik, ojciec przez parę minut
się zastanawiał- bardzo, kazała mi założyć różową koszulę- chłopak się do niego
uśmiechnął.
-No dobra-
ojciec potargał jego włosy.
-Moja krew,
to trzymajcie się chłopcy- pan Potter szybko pobiegł na górę by schowa się w
jednej z sypialń przed żoną.
-To już
wiem w kogo się wdałeś- zaśmiał się Syriusz.
-Taaa,
macie jakiś pomysł ?- zapytał, wstając i biorąc do buzi cukierka.
-I co
Potter ?- krzyknął do niego Black, obrócił się szybko i kiwnął głową.
-Chodzicie
Huncwoci- powiedział James i ze śmiechem wbiegł na górę.
2 lata później
-James-
krzyknął mu Syriusz do ucha, Potter przetarł oczy i szybko sięgnął po okulary.
Spojrzał na Blacka i uśmiechnął się radośnie.
-Co tu
robisz ?- zapytał z uśmiechem który zniknął przyglądając się mu. Twarz jego
przyjaciela była cała posiniaczona. Nie ciągnął dalej rozmowy tylko przytulił
do siebie przyjaciela.
-Ok, wiesz
co lubię cie ale nic więcej- James spojrzał na niego i uderzył w plecy.
-Zamknij
się. Znowu ciekłeś z domu- Syriusz wzruszył ramionami i uśmiechnął się do
niego. James wstał i podszedł do półki biorąc z niej pudełko z piernikami, po
czym podał jej Blackowi który od razu zaczął się nimi zajadać.
-Zdrzemnę
się u Ciebie dzisiaj - powiedział przez pełne usta.
-Niemów się z pełną gębą świnio - Syriusz
spojrzał się na niego zszokowany.-Prędzej padnę trupem niż tam wrócisz. A teraz
dobranoc.- klasnął tylko dłońmi gasząc tym światło- a bym zapomniał tam masz
koc, kimniesz się na razie w fotelu a rano pogadam z rodzicami żeby wstawili tu
łóżko. Dobranoc- Balack patrzył tylko jak zaczarowany na Pottera.
-A moje
zdanie coś znaczy- James spojrzał na niego z uśmiechem- tak myślałem.
Dobranoc-Syriusz usiadł w fotelu i przykrył się miękkim kocem, zamknął oczy, a
jedna jedyna łza poleciała z jego oka.
Rozdział był naprawdę ciekawy i fajny.
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale chyba zrobiłaś błąd przy pisaniu "... w siwe znaki..." piszę się "się we znaki".
Cała reszta - super. Masz dużą wyobraźnię, fajna była historia o Huncwotach, chociaż tak się kiedyś mówiło po prostu, o niegrzecznych i figlarskich osobach;)
Na prawdę czekam na więcej, i jak to zwykle, nie mogę doczekać się wątku L&J ;)
Pozdrawiam,
Lilka.
Dziękuje :D
UsuńZajefajny ! Czekam na next ♥ Świetnie piszesz :D
OdpowiedzUsuńDziękuje :D
UsuńBardzo fajny! Pojawiły sie gdzieniegdzie jakies błędy nie tylko gramatyczne. Z niektórymi fragmentami był problem zupełnie jakbyśmy nie za bardzo wiedziała jak ubrać coś w słowa, ale i tak widać że masz talent. Bardzo podobała mi sie twoja historia o huncwotach. Mam nadzieje ze kolejny rozdział juz trochę szybciej bo to jeszcze trochę za mało zeby konstruktywne to wszystko ocenić. Pozdrawiam i życzę weny Malin
OdpowiedzUsuńDziękuje :D
UsuńKiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńJuż sie robi :D jestem przy 5 stronie jeszcze drugie tyle :D
UsuńSuper rozdział! Widać jak na dłoni, że masz wielką wyobraźnię i talent. W ciekawy sposób zaczęłaś tą historię i mam nadzieję, że dalsze rozdziały będą równie ciekawe ;3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie i pozdrawiam <3
Aleksja
Dziękuje :D
UsuńRozdział bardzo mi się podoba :-) Takie urywki z ich życia to na prawdę fajny pomysł na rozpoczęcie historii. Kochanym Huncwotów i już nie mogę się doczekać jak przedstawisz ich historię, ponieważ widać, że masz dużo fajnych i oryginalnych pomysłów :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam cię także na mojego boga
http://hogwart-za-czasow-huncwotow.blogspot.com/?m=1
Dorcas
Dziękuje :D
UsuńWow!!! Pierwszy raz czytam blog o Huncwotach, w którym występują rodzice Jamesa!!! :) Ma bardzo fajnych rodziców :) a o jego tacie to nawet nie będę się wypowiadała :P I ta historia z Huncwotami - cudowna ♥
OdpowiedzUsuńFantastycznie piszesz!!! :D
Dziękuje. Właśnie wiem ze na blogach często zapomina sie o tym ze Huncowci mają rodziców a ich życie jest kolorowe. Na moim próbuje przełamać ten stereotyp :D
UsuńI to mi się podoba :)
UsuńBardzo się z tego powodu cieszę :D
UsuńCiekawie się zaczyna :))
OdpowiedzUsuńDziękuje i zapraszam do obserwowania :D
UsuńKarola.
Genialny pomysł z tymi Huncowotami. Nigdy, ale przenigdy bym na takie coś nie wpadła! Zgadzam się z Elfik Book, James ma spoko rodziców, a ta skrzatka jeszcze lepsza! <33
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i lecę nadrobić zaległości,
Panna Zgredkowa
Dziękuje :D
Usuńsuper :D własnie zaczęłam czytać i od razu prolog tak mnie zainteresowała i wciągnął w Twoje opowiadanie, że nie mogę się oderwać :))
OdpowiedzUsuń