sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 4



Rozdział 4





Wzgórza Monters były jednym najpiękniejszych miejsc w Anglii. Tak przynajmniej uważał Charls Potter. Pamiętał jak pierwszy raz przyprowadził tu swoja żonę. Był to poniedziałek 31 sierpnia, dzień przed jej wyjazdem do Hogwartu. Był od niej straszy o dwa lata więc nie mógł z nią pojechać. A ona była jego szczęściem, promykiem radości. Odkąd się poznali wiedział że ta dziewczyna zostanie kiedyś jego żoną. Mimo ze była typową ślizgonką, mimo że ich rodzice już wybrali im małżonków, on wiedział że ta piękna czarnowłosa ślizgonka zostanie panią Potter. I właśnie 31 sierpnia, późnym popołudniem zabrał ją na to wzgórze. Dziewczyna cała zipana usiadała na jednym z kamieni. Zaśmiał się na samo wspomnienie. Idealna, pełna dumy i gracji Doera Balck siedzi na brudnym kamieniu pochylona do przodu próbując złapać oddech. Jednak szybko z niego wstała i podeszła do jeszcze wtedy młodego Pottera, zapytała się słodkim głosem czemu ją to przyprowadził. A on wskazał jej ręką wielką posiadłość za wzgórzami. ,, Stara posiadłość Lorda Intennego,, stwierdziła, dalej zachwycając się widokiem. Delikatnie dotknął jej szyi, a ona zaśmiała się radośnie. Odwróciła się a ona klęczała przed nią wystawiając pod jej nos małe złote pudełeczko. ,,Wyjdź za mnie Doero. Ten pierścionek, tamten dwór i moje bezwartościowe serce jest twoje ,, Dziewczyna złapała się za serce i wzięła od niego pudełeczko, otworzyła je powoli a kiedy przed jej oczami pojawił się piękny pierścionek z czerwonym oczkiem otoczony małymi zielonymi rubinami, zabrakło jej tchu.
-Myślałem że się nie pojawisz Charlsie – z zadumy wyrwał go znajomy głos. Odwrócił się w jego stronę. Mężczyzna o białych włosach i ziemistej cerze stał oparty o drzewo, a po jego obu stronach stali dwaj dość masywni towarzysze, Charls jednak się im nie przyglądał.  Samo przyjście i zgodzenie się na przedstawione przez nich warunków było dosc poniżające, by musiał jeszcze patrzeć na uśmiechy tych dwóch wyrostków. – Wnioskuje że zgadasz się na nasz układ.
-Tak- powiedział oschło. Mężczyzna o białych włosach podszedł do niego z wielkim uśmiechem. Tylko on wiedział jak długo czekał na ta chwilę. A tego pięknego dnia kiedy Czarny Pan powiedział że wielki auror Potter się ugiął, nie mógł powstrzymać szczęścia. Wreszcie miał go w garści i mógł zemścić się za to co zrobił z jego bratem.
-Cóż, każdy nawet ktoś tak niesamowicie wielki i dumny jak ty ugnie się pod siłą Czarnego Pana- powiedział ze śmiechem, Potter spojrzał na niego spod byka i zacisnął pięści. Sewerynowi sprawiało wielką przyjemność okazywanie Charlsowi nienawiści i pogardy, ale cóż nie dziwił mu się, sam czuł do siebie pogardę. Tyle lat zwalczania tych łajdaków a teraz sam się do nich zalicza, był hipokrytą. W biurze aurorów był zastępcą szefa, uważany za najlepszego aurora w dziejach, swojemu synowi wpajał że prawdziwy mężczyzna podąża za tym co dobre a nie za tym co jest dla niego wygodne, a teraz sam wybrał najwygodniejszą dla siebie drogę. Starł się o tym nie myśleć, starał się patrzeć na plusy tego co robi, przecież robi to dla swojej żony i w pewnym sensie dla syna i jego dalszej przyszłości. Kiedyś kiedy mu o tym powie na pewno zrozumie. Nieprawda, dokładnie wiedział jaki jest James. James jest przecież jak on, gardzi tchórzami i brakiem honoru. Sam go tego nauczył, sam wpajał mu to odkąd się urodził i udało mu się to. Jego jedyny syn wyrósł na wspaniałego chłopak. – Tak wiec Charlsie- wyrwał go nagle z zamyślenia. – Podpisujemy i będziemy mogli wracać do swoich rodzin – Potter chwycił kawałek pergaminu który podsunął mu pod nos Seweryn. Przeleciał oczami po umowie i spojrzał z powrotem na Seweryna.
 - ,,Gdybym umowa została rozwiązana lub złamany został którykolwiek z punktów  jestem gotów oddać życie swojego pierworodnego syna” – Seweryn się tylko uśmiechnął.
- Miejmy nadziej że do tego niedojdzie -  powiedział z czułością.
- Właśnie tego nie rozumiem.
- Gdybyś złamał umową lub ją zerwał, mam prawo bez konsekwencji zamordować twojego ukochanego syna Charlsie- Potter spojrzał na niego z zaskoczeniem. By ukryć przed żoną ten haniebny czyn który popełnił przed 20 laty był gotów do największych poświęceń, lecz życie jego jedynego syna. Stracił już Sandrę przez własną głupotę, a gdyby stracił jeszcze Jamesa nie przeżył by tego. Jego syn był jedynym powodem dla którego żył, dla którego umiał poświęcić wszystko, a teraz każą mu podpisać zgodę na zamordowanie go. – Jesteś gotów na takie poświecenie. Twój syn może żyć jeżeli będziesz przestrzegał zawartych w umowie punktów, albo możesz też nie podpisywać a wtedy całe twoje życie runie. Co powie twoja żona kiedy się dowie kto naprawdę zamordował jej mała córeczkę. Ile lat miała depresję 10, 15 , nie 20 aż urodził się mały James Artur Merlin Potter II. Chcesz żeby jeszcze raz przezywał ten koszmar.
-To był wypadek- krzyknął Potter.
- Powiedz to wreszcie swojej żonie. Odkąd się o tym dowiedziałem, zastanawiałem się jakim cudem możesz patrzeć jej w oczy ? Jak musiało wyglądać wasze małżeństwo póki nie doczekaliście się syna ? Zastanów się czy chcesz do tego wracać. Lecz tym razem jest jeszcze twój syn, co on powie kiedy dowie się prawdy o swoim wspaniałym ojcu – Seweryn dotknął jego ramienia, z udawanym współczuciem. – A przecież nie musisz się tym martwić, tylko jeden podpis i wywiązywanie się z umowy, a wszyscy będą szczęśliwi.
- Jeśli będę wywiązywał się  z umowy, nikt się nie dowie ?- zapytał cicho.
-Nikt-odpowiedział, podając mu złote pióro. Potter wypuścił powietrze z płuc i podpisał szybko umowę, poczym oddał ją niesamowicie szczęśliwemu  Sewerynowi. – Dobry wybór. Spokojnej nocy Charlsie – Seweryn razem ze swoimi ochroniarzami teleportowali się zostawiając Pottera samego na wzgórzach. Spojrzał na swój dwór. Doera była zapewne w pokoju Jamesa i Syriusza gdyż paliło się tam światło.
- Przepraszam- powiedział cicho, patrząc jak w pokoju gaśnie światło.

~*~

Wszyscy mieszkańcy wierzy Gryfindoru wiedzieli że  od dormitorium Huncwotów należy trzymać się z daleka. Brayan O’Conell który mieszkał z nimi na drugim roku, już po pierwszym dniu miał spalone brwi i wolał spać na podłodze w innym dormitorium niż z nimi. Właśnie tego dnia kiedy Brayan uciekł od Huncwotów, wprowadził się do nich Peter. Biedak nawet nie wiedział co go czeka, wszyscy wróżyli że tak jak jego poprzednik ucieknie z krzykiem ale ten jak na przekór zaprzyjaźnił się z nimi. Oprócz Petera było paru śmiałków którzy chcieli się przyłączyć do Huncwotów ale nikomu się nieudało.
-Cholerna Meg- warknął pod nosem Remus. Jeszcze nikomu tak jak Megan Rodney nieudało się go wyprowadzić z równowagi. Meg była tego rocznym prefektem naczelnym, razem z Frankiem Logbottonem. Jednak różnica między wiecznie pomocnym Frankiem a Meg była taka że do blondynki mało co dochodziło. Lupin przez dwie godziny razem z Lily tłumaczył jej raport z ubiegłego miesiąca, a ta jakby ich nie słuchała bez przerwy pytała się o to samo. ,, Dlaczego mojemu domowi zostało odebrane 350 punktów ?,, oczywiście nie dopuszczała do wiadomości że grupka chłopców od Krukonów próbowała zabawić się w Huncwotów i używając złego zaklęcia wywołała pożar biblioteki. Biedna Lily tak się w pewnym monecie zdenerwowała że aż lampka na biurku roztrzaskała się na małe kawałeczki. A wtedy Meg dała jej szlaban na sobotę.
-Remus- krzyknął uradowany Black. Remus spojrzał na niego spod byka i rzucił torbę na fotel. Był już i tak zmęczony, a dokładnie znał Syriusza. Black miał teraz ten wyraz twarzy który oznaczał że chce czegoś, czego z reguły mu się zabrania. Innym słowem będzie łaził za nim póki nie uzyska upragnionej odpowiedzi. – Jak ci miął dzień przyjacielu ?- zapytał z ogromnym uśmiechem. Remus jednak niemiał humoru, poszedł bez słowa do łazienki. Uśmiech z twarzy Syriusz zszedł jak tylko Remus przekroczył próg łazienki.
- Niema co świetnie ci idzie- powiedział z sarkazmem James. Syriusz spojrzał na niego z delikatnym uśmiechem.
- Wątpisz w moje umiejętności – powiedział z udawanym rozżaleniem. Potter zaśmiał się głośno odkładając książkę na stolik.
-Nie, oczywiście że nie. Ale nie myślałem ze będziesz go próbował poderwać- Syriusz tylko przewrócił oczami. – Serio myślisz że Remus jest jak jedna z tych głupiutkich dziewczyn które jak tylko się uśmiechniesz pobiegną za tobą – James uśmiechnął się do niego szeroko i przesiadł się z łóżka na fotel, położył nogi na stoliku, poczym chwycił paczkę fasolek i włożył parę do ust.- Z tond mam lepszy widok- powiedział podnosząc brwi.
-Wiesz co? – James spojrzał na niego pytająco – weź się lepiej zamknij.
-Oryginalna riposta niema co – Syriusz rzucił w niego jedną z poduszek, James tylko się głośno zaśmiał.
-Riposta jest zawsze godna – zaczął Black, James spojrzał na niego z uśmiechem.
-Czyżbyśmy się zacieli? – zapytał James. Syriusz machnął na niego ręką i spojrzał na drzwi do łazienki. Po tych pięciu latach przyjaźni z Jamesem nauczył się ze czasami nie warto dyskutować. Zwłaszcza z Jamesem Potterem.
-James ? - zaczął, Potter spojrzał na niego z zaciekawieniem – Flich zorientował się że znowu znikły mi fotele– James się zaśmiał. Mina woźnego kiedy wszedł do swojego bura i zastał je całkowicie puste była bez cenna. Biedka szukał sprawców przez prawie trzy godziny, jednak nawet dyrektor nie mógł mu pomóc. Jednak nikt oprócz Remusa niemiał poczucia winy z powodu biednego woźnego pozbawianego przez prawie tydzień biura ze wszystkimi swoimi ‘ważnymi’ dokumentami.
-Remus – krzyknął uradowany Black klaszcząc przy tym w dłonie. Potter wrzucił sobie do buzi fasolkę i uśmiechnął się zadowolony.
-Czego chcesz – powiedział zmarnowany Remus, usiadł ciężko na fotelu naprzeciwko James i spojrzał na niego podejrzliwie. James siedział na fotelu z nogami na stoliku do kawy na którym jak zawsze było pełno papierów a których były zapisane tajemne przejścia Hogwartu. Remusa zawsze zastanawiało jakim cudem James się w tym wszystkim orientował, swoje prace domowe, ksiązki i  zapiski rzucał gdzie popadnie, a jednak zawsze nawet bez wyciągania różdżki, znajdował to.
-Nawet nie mogę być zadowolony z twojego powrotu – powiedział szczerząc sie do niego Black. James zaśmiał się głośno i spojrzą na Remusa, ten jedna pozostał nieporuszony i jeszcze raz zmierzył obu gryfonów wzrokiem. Byli podobnego wzrostu, może James był o te pare milimetrów wyższy. 
-Mówcie czego chcecie – powiedział Remus delikatnie masując skroń.
-Od razu czegoś chcemy – zaczął Syriusz udając rozżalenie i  usiadł na podnóżku który znajdował się przed Jamesem.
-Bo chcemy – zaśmiał się James widząc wzrok Syriusza.
-Co się dzisiaj z tobą dzieje – powiedział z wściekłością Black i uderzył James w klatkę piersiową. – Straszny jest dzisiaj – Remus usmiechnoł się blado do Pottera.
-To co chcecie? – zapytał spokojnie Lupin.
-Widzisz gadałam trochę z Jamesem – zaczął Syriusz.
-Chłopie trochę ? Budzisz mnie w środku nocy by powiedzieć ze idziesz do łazienki – Syriusz spojrzał na Pottera z pod byka.
-Możesz nie zdradzać naszych małych tajemnic – James kiwnął głową i wrzucił sobie do buzi parę fasolek – a więc, rozmawiałem z Jamesem i on powiedział ze czuje się już lepiej – James przewrócił oczami – a wiec możemy wrócić do treningów – zakończył z uśmiechem. Remus spojrzał na nich ze wściekłością.
-Myślałem że już mamy ten temat za sobą – powiedział spokojnie, patrząc w szare oczy Syriusza.
-Tak, ale pomyśleliśmy że – zaczął Black.
-Zapomnieliście co było przy ostatniej próbie – powiedział dalej ze spokojem jednak jego oczy mierzyły chłopaków z wściekłością.
-Udało się nam, jeszcze parę ćwiczeń i bez większych problemów zostaniemy animagami – wtrącił James, jego delikatny uśmiech i oczy pełne nadziei jeszcze bardziej zagotowały Remusa.
-Udało się ? Udało ? Prawie zginąłeś – krzyknął Remus, wstając.
-Ale żyje – powiedział James podnosząc się delikatnie z fotela.
-Cudem. James do jasnej cholery prawie zgnoiłeś, do końca życia będziesz miał problemy z kolanem a ta blizna na twojej klatce piersiowe. Wiesz jak trudno było nam zahamować krwawienie. Wiesz, myślałem ze już nie żyjesz, gdyby nie Hagrid leżał byś 10 stup pod nami – Potter rozczochrał swoje włosy jeszcze bardziej. – Syriusz niema zęba, a wy mówicie jeszcze pare ćwiczeń. 
-Spokojnie – powiedział James podchodząc do niego – przyrzekam nic nam się niestanie. Znasz nas nie odpuścimy ani jeden ani drugi. Wolisz żebyśmy sami trenowali – Remus spojrzał na niego z przerażeniem – a dokładnie wiesz ze jesteśmy do tego zdolni. Decyzja należy do ciebie. Wolisz mieć nad tym kontrolę czy kiedy się nam coś stanie wiedzieć ze gdybyś przy nas był nic by takiego niemiało miejsca – Lupin jeszcze raz spojrzał na przyjaciel, jego uśmiech był porostu przerażający.
-Jesteś cholernym manipulantem – powiedział ze wściekłością, a James się tylko zaśmiał i otoczył go ramieniem.  
-Wiem, a wiec jutro punkt ósma w Pokoju Życzeń – powiedział z radością Potter, Black uśmiechnął się do niego, a Remus tylko westchnął zrezygnowany. Czasami miał wrażenie że James żyje we własnym świecie. W świcie gdzie życie jest proste i piękne, a potem dopiero się orientował ze życie jego przyjaciel tak wygląda. James był dzieckiem szczęścia. Urodził się w niesamowicie potężnej i bogatej rodzinie. Pamiętał jak na drugim roku Potter opowiadał mu o historii jego rodu. Jago ojciec urodził sie jako syn Frederyka i Mary z rodu  Lestrange. Poznał pania Potter będąc na siódmym roku w Hogwarcie i już rok później byli małżeństwem. Mimo że Doera Potter była typową ślizgonką. Długo starali się o dziecko i po 25 latach pojawiała sie mała Sandra która niecały rok po swoich narodzinach umarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Pani Potter spędziła 10 lat na poszukiwaniu sprawcy i pogrążyła się w głębokiej depresji. Uzdrowiciele nie dawali żadnych szans na ponowne zajście w ciąże i własnie wtedy kiedy Potterowie stracili nadzieje na świat przyszedł James. Wszyscy na dworze Potterów oszaleli na jego punkcie. Mały Potter miał wszystko o czym zamarzył. Remus sie im nawet nie dziwił ale James wyrośl w świadomości ze może wszystko i jedyne co go ogranicza to czas. I właśnie taki był młody Potter. Zawsze zdobywał to czego pragnął i nie było dla niego rzeczy niemożliwych.  Nawet kiedy Remus mówił mu że to niewykonalne to od powiadał ,,Dziecinko jestem James Potter nie znam słowa niewykonalne ,,. Czasami Lupin mu zazdrościł tego że niczym sie nie przejmował i zawsze pioł do przodu. Ale czy James był szczęśliwym człowiekiem? Właśnie, James udawał, wszyscy widzieli w nim wiecznie szczęśliwego czarodzieja który niczym się nie przejmował i zarażał pewnością siebie oraz entuzjazmem.  Jednak jaki naprawdę był James Potter wiedzieli tylko Huncwoci. Prawdą było że Potter był radosny i entuzjastyczny, ale to była często tylko przykrywka by nikt nie zauważył że bez przerwy sie martwi. A czym mógł by sie martwić James Potter? Zapytało by dużo osób które go znają. Na przykład swoja matką która od lat choruje na , swoim ojcem który jest aurorem, albo Syriuszem który pozostał bez środków o życia i gdyby nie kłamstwo o jego wujku nie wziął by od Potterów pieniędzy, albo o samym Lupinie. Remus dotąd pamięta jak w trzeciej klasie James powiedział mu ze zrobi wszystko by mu ulrzeć w cierpieniu. Stąd tez ten durny pomysł o zostaniu animagami. 
~*~

Czesała powoli swoje niemal że białe włosy. Jej współlokatorki dawno wyszły, zostawiając ją w upragnionym spokoju. Oktawia McDonwer nigdy nie należała do towarzyskich osób. Zawsze wolała być w cieniu i obserwować. Wiedza o innych czarodziejach sprawiała jej radość na równi z satysfakcją. Przecież żeby w aktualnych czasach gdzieś zajść trzeba mieć urodę, inteligencję, dobre plecy i wiedzę na wszelkie tematy. A mały szantaż jeszcze nikomu nie zaszkodził. Zwłaszcza jak ten szantaż jest inteligętnie przeprowadzony.
-Okatwia zaraz się spóźnimy na lekcje – dziewczyna spojrzała powoli w stronę koleżanki. Lily Rose stała w drzwiach z delikatnym uśmiechem, Oktawia jednak go nie odwzajemniła. Mimo że lubiła Lily Rose uważała ze jej niektóre zachowania były poniżej godności prawdziwego ślizgona. Lily Rose była niezwykle uprzejma i miła, w dodatku jej przyjaźń była nie do zniesienia dla Oktawia, dziewczyna zwierzała się jej z najmniejszych szczegółach w dodatku podchodziła do niej i się przytulała. Niemiała jeszcze wyrobionej wszechobecnej dumy i chłodu ślizgonki, które według Oktawi były niezbędne do życia. – Idziesz ?
-Tak – powiedziała cicho, a zarazem stanowczo. Jeszcze raz spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jej śnieżno biała twarz idealnie kontrastował z czerwonymi niczym krew ustami, a durze granatowe oczy dodawały jej zimnej postawie odrobinę ciepła, które osobiście Oktawia nie znosiła. Jedyną cecha jej wyglądu którą w pełni akceptowała były jej włosy. Piękne idealnie proste włosy, sięgające pasa w kolorze ecru, które błyszczały w słońcu przeróżnymi kolorami. – Jaka jest nasza pierwsza lekcja Lily Rose ? – powiedziała wstając z ogromna gracją i dumą z krzesła.
-Eliksiry – odpowiedziała jej z delikatnym westchnięciem.
-Nie wzdychaj i wyprostuj się wreszcie – zwróciła jej uwagę Oktawia. Lily Rose Od razu się wyprostowała i spojrzała wymownie na Oktwawię. – Brawo jednak umiesz – powiedziała z ironiom.
-Ty kiedykolwiek się uśmiechasz? – zapytała Gorgina.
-Nie wszyscy tak jak ty ukazują wszystkim dookoła swoje uczucia. Tłumaczyłam ci to, ostatnio dosyć często – podeszła do niej tak blisko że Lily Rose czuła jej duszące perfumy, które jej osobiście przypominały zapach mydła w kosce. – Żeby nigdy nie zostać zranionym i wygrać tą rozgrywkę zwana życiem, trzeba być chłodnym i za wszelką cenę nigdy nie stracić dumy. Bo ludzie zawodzą, romanse się kończą, a ty zostajesz i to z czym i jak będziesz się po tym co się wydarzyło prezentować zależy od ciebie – Lily Rose przełknęła głośno ślinę. Nie uszło to jednak uwadze Oktawi. – Nucz się jak być dumną z samej siebie, a potem spróbuj być zimna. Wtedy może staniesz się prawdziwą ślizgonką – Oktawia ominęła ją z duma i zmierzyła w stronę sali od eliksirów. Korytarze były już puste. Na szczęście były to eliksiry, profesor znał jej rodziców i nigdy nie robił problemów kiedy się spóźniała bądź coś jej nie wychodziło i tak, i tak miał wybitny na koniec roku.  – Czemu tu tak mokro – powiedziała sama do siebie, patrząc na wodę która sięgała jej już do nasady szpilek.
-Oktawia – krzyknęła Lily Rose, jednak zanim Oktawia się odwróciła, dziewczyna z wielkim hukiem  wylądowała na posadce. Panna McDonwer powoli do niej podeszła.
-Mówiłam żebyś niebiegła. Wstawaj, tylko powoli – powiedziała, poczym usiadła na ławce obok. Lily Rose spojrzała na nią zdziwiona, jednak szybko przypomniała sobie z kim ma odczynienia. Powoli się podniosła, poczym znowu upadła. Oktawia tylko pokręciła głową.
-Mówiłem wam ze komuś stanie się krzywda, mówiłem, ale nie oczywiście wy wszystko wiecie lepiej – dziewczyny odwróciły wzrok w stronę dobiegającego głosu. Dokładnie na końcu korytarza stał dość wysoki, ciemny blondyn. Oktawia zmarszczyła czoło widząc odcień czerwieni na jego krawacie.
-Nie narzekaj księżno – powiedział nieco od niego wyższy kolega, wskakując mu delikatnie na plecy. Wyglądali przy sobie po prostu komicznie. Mimo że obaj byli podobnego wzrostu i należeli do jednego domu.  Jasno włosy był ubrany niezwykle schludnie, miał na sobie szare spodnie w które była włożona koszula, a na nią miał sweter bez rękawów w grantowym kolorze i idealnie zawiązany krawat. Był bardzo szczupły wręcz chudy, a jego skóra była w podobnym odcieniu do włosów. A jego kolega miał czarne spodnie które były wręcz garniturowe i delikatnie beżową koszulę włożona w spodnie oraz rozpiętą do piersi, jego krawat zwisał nonszalancko z kieszeni spodni. Po jego ubraniu widać było że nie należy do biedniejszej sfery społeczeństwa. Również był szczupły ale jego obcisła koszula idealnie podkreślała pięknie wyrzeźbione ciało. Jego włosy były w nieładzie ale Oktawia zawsze uważała że dodaje mu to tylko uroku, lekko ciemna cera i ogromne okulary sprawiały że kiedy na niego patrzyła widziała swojego pradziadka.
-Mogłam się domyślić że to twoja robota kuzynku – powiedziała spokojnie, jednak na dźwięk jej głosu uśmiech z twarzy James zszedł  w mgnienia oku. Oktawia widząc to poczuła rozpierające szczęście. Jednak jak zawsze nie dała tego po sobie poznać. Remus co chwila patrzył to na Oktawię, to na Jamesa. Żadne z nich nie ruszyło się z miejsca ani nić nie powiedziało, tylko patrzyli na siebie jakby się założyli kto pierwszy mrugnie.
-Nie uwierzycie kto się poślizgnął, Peter – zaczął Black, jednak szybko zamilkł. Uśmiechnął się delikatnie na widok Oktawi.
-Witaj Black – powiedziała, nawet na niego nie patrząc. Na twarzy James kiedy zwróciła się do Syriusza pojawił się grymas.
-Powiedz nam lepiej jak tam twój ojciec morderca dzieci – powiedział Potter z uśmiechem. Oktawia jednak została nieporuszona.
-Dobrze, a jak tam twój ojciec morderca bratanków – na te słowa, w oczach Jamesa pojawiła się wściekłość, widząc ją po plecach dziewczyny przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Tak więc, miło zobaczyć znowu rodzinkę co? – zaśmiał się Peter. Wzrok wszystkich powędrował w jego stronę, chłopak szybko przestał się uśmiechać.
-Nie udawaj mnie Peter bo kiepsko ci to wychodzi – powiedział James, dalej patrząc na kuzynkę. Łączył ich tylko dziadek, a raczej jej pradziadek i tylko i wyłącznie on zbierał rozbity przez spory poglądowe ród do kupy. Kiedy umarł, nikt niemiał zamiaru milczeć i wszystko wyszło na jaw. Śmiercią Snadry zostali obarczeni McDonwer, a dokładniej wujek Oktawi, wtedy też ojciec James zrobił wszystko by móc go skazać, niestety Mack McDonwer został zamordowany tuż przed wyrokiem. Właśnie po jego śmierci dwa niegdyś złączone wiedzami krwi rody, zaczęły ziajałać do siebie nienawiścią.
-Miło było cie spotkać Jamesie – powiedziała jego imię z delikatną pogarda w głosie – ale muszę już iść na lekcje. Mam jednak nadziej że spotkamy się ponownie w najbliższej przyszłości – dygnęła delikatnie i z wysoko podniesioną głową odeszła. Remus dotknął ramienia James, każdy mięsień na jego plecach i rękach był naciągnięty do granic możliwości.
-James, wszystko dobrze? – zapytał Syriusz, jego przyjaciel powoli wypuszczał powietrze z płuc, robiąc to Remus czuł jak stopniowo napięcie na jego mięśniach puszcza.
-A czemu by miało być źle – odpowiedział mu James z ogromnym uśmiechem, Syriusz uśmiechnął się do niego delikatnie.
-Możecie mi pomóc – powiedziała Lily Rose, dalej próbując wstać. Peter od razu pobiegł w stronę dziewczyny, biedak mimo szczerych chęci pomocy, tuż przed nią sam wywinął koziołka. Wyglądało to o tyle komicznie że kiedy Peter się poślizgnął zrobił to o 180 stopni. James i Syriusz od razu wybuchneli śmiechem za to Remus próbował dalej tłumić swój atak śmiechu.
-Tym razem nie da wam się wywinąć – krzyknął woźny, Syriusz i Remus ruszyli co siły w nogach w kierunku wierzy gryfonów.  Peter nie mógł się mimo szczerych chęci podnieść, aż wreszcie James przeprosił dziewczynę i wziął przyjaciela za pelerynę i biegł ciągnąc go za sobą w kierunku w którym pobiegli ich przyjaciele. – Myślicie że przede mną uciekniecie. Dokładnie wiem że to wy – krzyczał za nimi woźny ledwo dysząc, James jednak nie zwalniał dalej ciągnąc za sobą Petera. Kiedy wreszcie dotarli do wejścia, Syriusz czekał na nich z otwartym obrazem. James wskoczył z rozbiegu w wejścia a za nim Petera. Biedny Potter miał na swojej głowie cały ciężar Petera.
-Przydała by nam się jakiś informator gdzie kto jest – powiedział Remus, patrząc z uśmiechem jak James ledwo podnosi się z podłogi a Peter go niemal na kolanach przeprasza że swoim tylnym siedzeniem niemal zmiażdżył mu twarz.
-Albo mapa całego Hogwartu, na której będzie widać gdzie kto się przemieszcza – powiedział Peter, ale jak zobaczył wzrok reszty Huncwotów zaczerwienił się – ale to głupi pomysł.
-Raczej genialny – powiedział Syriusz.
-Raczej na pewno genialny. Gdybyśmy mieli taką mapę wreszcie wszystkie nasze notatki gdzie są przejścia byłyby w jednym miejscu. Wreszcie wiedzielibyśmy wszystko wszystkich i byśmy robili im żarty i szantażowali – Remus spojrzał z przerażeniem na James, który właśnie skończył swoją jakże przerażająca wizję użycia mapy.
-Nasze marzenie by się wreszcie spełniło – podsumował Syriusz. Peter uśmiechnął się ze satysfakcją.
-Widzisz co narobiłeś – powiedział Remus z udawaną wściekłością – teraz będą całymi dniami knuć nad tą mapą.

14 komentarzy:

  1. Na reszcie się doczekałam!!! ;)
    O co chodziło z ojcem Jamesa? To on zabił swoja córkę przez przypadek? To by było straszne. Przecież jego zona jakby się dowiedziała to... sama nie wiem, co. Na pewno nie byłoby zbyt miło. Bardzo mi się podobał ten fragment o Jamesie jako dziecku szczęścia. I ta cała Oktawia. Miła rodzinka - nie ma co. No i wreszcie się dowiedziałam jak powstaje słynna mapa Huncwotów :)
    Bardzo fajny rozdział :)
    Pozdrawiam ♥

    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z ojcem James to bardzo długa i bardzo bardzo ważna dla całej historii Huncwotów sprawa.
      Dziękuje :D

      Usuń
    2. To czekam... Jestem niezmiernie ciekawa :P
      PS: Fajny szablon :)

      Usuń
    3. Dzięki :D
      O dziękuje, wreszcie sie doczekałam własnego szablonu :D

      Usuń
  2. Jak ojciec Jamesa mógł to zrobić?! Rozumiem, że na swój własny, dziwny sposób chce chronić swoją rodzinę, ale jeżeli popełni chociaż jeden, mały błąd to Śmierciożercy zabija Jamesa. Jak mógł zgodzić się na współpracę wiedząc jakie to może przynieś konsekwencje, no jak?
    Oktawia, szczere mnie odrobinę przeraża. Nie wydaje mi się być przyjazną osobą.
    Fajny był akcent z mapą, już nie mogę się doczekać, tego jak przedstawisz jak nad nią pracują.
    Pozdrawiam
    Dorcas

    PS. zapraszam cię też na nowy rozdział u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojciec James, woli ryzyko niż widzieć zawód w oczach syna.
      O widzę że Oktawia spełnia swoją rolę :D :D

      Usuń
  3. Mówię idę czytać dalej, a nie nawet kliknąć "nowszy post", bo komputer mi się wyłączył i do wczoraj nie chciał włączyć ;/ No cóż, rozdział jest ...PRZEPIĘKNY ♥ Hym... Ojciec Jamesa, jak on do cholery może bratać się z ludźmi Voldemorta?! Toż to niedopuszczalne, a wręcz karygodne! Gdyby Rogacz się o tym dowiedział... Jego ojciec widziałby w jego oczach zawód i smutek, przecież dobrze wie po czyjej są stronie! Rodzina by go zrozumiała gdyby powiedział im prawdę, a on co? Przechodzi na złą stronę mocy!! Oktawia budzi we mnie mieszane uczucia, ale na pewno nie wydaje mi się przerażająca. Bardziej podobna do Draco *o* więc wyobrażam ją sobie tak samo zimną, chamską i okropną, a w głębi duszy pragnie zrozumienia i pomocy... Chyba tak od razu ją polubiłam. Nie to, że ją lubię bo ona nie lubi Jamesa, nie o to chodzi! Potter jest na drugim miejscu jeśli chodzi o mojego ulubionego Huncwota, ale to on pierwszy zaczął, więc czemu ona nie mogłaby się odgryźć? Każdy ma tam swoje zdanie, ja też mam swoje i jednogłośnie przesądzam, że lubię, a nawet bardzo, Oktawię ♥ Dobrze, że Hunce tak od razu nie lubią Lily (no z wyjątkiem Lunia, bo on chyba wszystkich lubi ;D ) i Rogacz tak od razu nie zakochuje się w niej. ;3 Bardzo oryginalne opowiadanie, jeszcze nigdy się z takim nie spotkałam i raczej nie spotkam! <33 A ten pomysł z Mapą, przegenialny ♥ Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział ^^
    Pozdrawiam i życzę Ci duuuużo WENY :*
    Zgredek
    PS. Zapraszam do mnie jeśli chcesz :)
    http://swiat-bez-lordiego-voldiego.blogspot.com/
    --------------------------
    Happy Valentine's Day ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze codziennie sprawdzałam czy dodałaś komentarz :D

      Ojciec James... cóż to skompilowane, chętnie bym wam to wyjaśniła ale byście przestali mnie czytać :D powiem tak wszystko co dotyczy rodzinny James wyjaśni się kiedy Potter zacznie chodzić z Evans.
      Oktawia - już trzecia osoba mówi mi ze przypomina Draco.
      Remus lubi wszystkich ? Dobry żart :D
      Lily - będzie jej trochę więcej później, ale cieszę się ze ktoś z uwarzył że James wyjątkowo za nią nie lata.

      Dziękuje bardzo :D

      Usuń
  4. Ahh <333 Nowy rozdział, nareszcie! Przepraszam za mały poślizg z komentowaniem, ale w tej chwili czytam taką liczbę opowiadań, że nie mogę się z tym wszystkim uporać. W dodatku niespecjalnie mam dużo wolnego czasu, więc nie mogę komentować po takim czasie, jakim bym chciała :C.
    No nic- to lecimy z koksem :D.
    Zawsze zaczynam "czytanie" rozdziały od przejchania szybko przez całą jego treść, wyłapując pojedyncze słówka. No i wyłapałam teksty Hunców i rozmowę i z Oktawią, ale nie wypłapałam początku, który pod względem fabularnym i ogólnym był najlepszy <333. Fajna nutka tajemnicy, opisy, wewnętrzne rozterki Charlsa- normalnie cud, miód i orzeszki :D. I ponownie mnie zaskoczyłaś, Droga Autorko, serwując nam tak twardy orzech do zgryzienia... Co ukrywa Charls? Dlaczego przez jego czyny stracił córkę? Jakiego haka mają na niego ci Śmierciożercy? Zdaję mi się, że to dość pokomplikowana i długa historia, a to bardzo dobrze, bo ubóstwiam pokomplikowane i długie historie :D. Nie mogę wyobrazić sobie reakcji Jamesa i Dorei... W końcu faktycznie, jak sam siebie określił, z ojca Jamesa jest lekki hipokryta- walczy z Śmeirciożercami, a w końcu sam do nich w penym sensie dołącza. Ja wiem, jest zastraszany i w ogóle, ale jako Auror z tak długą brodą powinien umeić wybrnąć z podobnych sytuacji... bo taki szantaż na pewno nie był pierwszym w jego karierze. Nieee... w tym musi być coś głębszego... Uruchomiłaś u mnie mój zmysł dedukcji i coś czuje, że dzisiaj nie zasnę, tylko będę próbowała to rozgryźć xD. Jak coś wymyślę, to dam znać ;>.
    No i co do Oktawii, mam pytanie- czy ona jest tą dziewczyną z tamtego rozdziału, która kogoś szantażowała? Jakoś zauważam podobieństwo w zachowaniu i ten fragmencik o tym "że mały szantażyk nikomu jeszcze nei zaszkodził"... hmm. Wątpię, żeby szantażowała Jamesa, no bo już wiem, że Syriusza nie :D. W takim razie chyba pójdę eksplorować zakładkę z bohaterami i po kolei rozważę każdą alternatywę xD. Póki co te dwie sprawy najbardziej mnie interesują- Charls i Oktawia-bądź-inna-dziewczyna-która-szantażowała-kogoś-kto-nie-jest-Syriuszem.
    No i na koniec- mapa. Proszę, proszę- nie spodziewałam się, że to właśnie Peter był jej pomysłodawcą ;>. Jednak potrafi pozytywnie zaskoczyć człowieka :D. Coś czuję, że teraz Hunce będą mieli nowy priorytet, tuż obok dokształcania swoich animagicznych form :D.
    Mam pytanie- kiedy mniej więcej można spodziewać się jakieś sceny pomiędzy Jamesem i Lily? ;> xD ja wiem, że póki co oni się nie lubią, ale jestem ich tak wielką fanką, że po prostu MUSZĘ to wiedzieć xD.
    Dobrze, to juz chyba wszystko, co chciałam powiedzieć, aczkolwiek mam wrażenie, że o czymś zapomniałam... Jak zwykle xD.
    Okej- nie przypomnę sobei chyba. Weeny :* Pisz szybko ;>.
    Pozdrawiam :*
    Abigail

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham Cie i Twoje komentarze <3
      Ale zacznijmy do początku ( potem będę Ci słodzić ;)
      Charls Potter i jego przeszłość to skomplikowana sprawa. Sandra zginęła w dość nieprzyjemnych okolicznościach i masz racje z tym że jest doświadczonym aurorem i powinien sobie radzić z takimi rzeczami, ale ... co Ty/ Wy byście zrobili na jego miejscu, gdyby cała Wasza przyszłość, rodzina miała zostać zrujnowana ?
      Oktawia, kurde blaszka rozgryzłaś mnie co do niej :D I nie, nie szantażuje żadnego z Hunctwotów. Jednak dam wam małą podpowiedź to ktoś kogo imie wszyscy znają, a rzadko występuje w opowiadaniach zwłaszcza o Huncach, a w książce jest dosyć dużo o nim ziemianek :D
      Mapa, a tak żeby was zaskoczyć zrobiłam, chociaż na poczatku miał być to pomysł James.
      Lily i James- jesteś już 10 osobą która mówi mi o nich :D a ja chciałam Was podenerwować i wycięłam specjalnie Lily z tego rozdziału :D ale tak na serio w mojej wersji Lily póki co będzie mało :D ale nie martwcie się będziecie świadkami zakochiwania ich w sobie :D Co więcej powiem Lily będzie w następnym rozdziale :D

      Jesteś wspaniała i dziękuje za komentarz aż chce się pisać :D
      Również pozdrawiam <3 :*

      Usuń
  5. Jak mogłeś Charls! Oby moje przypuszczenia nie okazały się prawdą, bo będzie mi bardzo smutno. ;(
    Rozdział cudny jak zawsze.
    Coraz bardziej lubię Twojego Jamesa. Chociaż raz nie jest idiota i nie myśli tylko o sobie.
    Przepraszam, że komentarz krótki, ale nie mam jakoś weny...
    Zapraszam też na rozdział 1 do siebie na http://be-mad-darling.blogspot.com/ i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem :D Dziękuje :) i dziękuje bardzo długo pracowałam nad kreacją Jamesa na tym blogu.

      Usuń
  6. uuu... co za intrygująca i jednocześnie denerwująca tajemnica z tym Charlsem z jednej strony chciałabym się dowiedzieć od razu o co chodzi ale z drugiej wolę chyba własnie pożyć trochę w nieświadomości :D
    Twoi Huncwoci to chyba moja ulubiona wersja ich chociaż jestem dopiero przy rozdziale 4, polubiłam ich od razu nawet Petera :P

    OdpowiedzUsuń
  7. jest bardzo dużo niezgodności z książką jeśli chodzi o imiona, znaczenie i pozycje niektórych osób w całej historii, rażące błędy ortograficzne i gramatyczne. Historia mogłaby być na prawdę dobra gdyby wszystko się zgadzało i było poprawnie napisane, ale na ten moment naprawdę słabo

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy