Rozdział
2
Pięć lat
Pięć lat.
Pięć magicznych lat, byłą już w tej szkole. Pierwszy rok był dla niej bardzo ciężki.
Rozdzielenie z matką i ojcem, kłótnia się z siostrą, a do tego brak innych
znajomych niż Severus. Szybko okazało się, że nie jest tak wyjątkowa jak widzą
ją jej rodzice. To był dla niej lekki szok. W szkole uczyło się wiele
uzdolnionych magicznie dzieci, które przewyższały ją wiedzą. Jednak jakoś to
przetrwała, wiele nocy przepłakała samotnie w łazience, szybko nauczyła się, że
nie należy okazywać w tym miejscu słabości. Magiczny świat, mimo swojego uroku,
okazał się o wiele mroczniejszy niż można było przypuszczać. Podziały klasowe
były tu bardzo widoczne. Wielu czysto krwistych uczniów okazało jej, że nie
chcą jej tu. Często chciała wrócić do domu, do swojej słodkiej mamy i prostego
życia. Jednak wtedy musiałaby wyprzeć się swojej prawdziwej natury, która tak
mocno ją pociągała. Tak więc w całej swojej mocy nie okazywała słabości.
Ukrywała się za maską odwagi i pewności siebie.
Dopiero
na trzecim roku znalazła przyjaciółki. Alice McKinnon, Charlotte Gregory oraz
Hestię Jakoson, z tą ostatnią łączyła ją silna więź oparta głównie na
współzawodnictwie. To właśnie ona pomogła Lilly nadrobić braki w wiedzy o
świecie magicznym i stała się jej przewodnikiem. Długie godziny spędzały na
dyskusjach i poznawaniu nowych to zaklęć. Obie były zafascynowane możliwościami
magii tymi już znanymi oraz tymi które pozostawały do odkrycia. Hestia była
prymuską, tak jak Severus, jednak Lilly czuła się w ich cieniu. Musiała
pracować długimi godzinami, uczyć się zaklęć i przepisów na pamięć, kiedy jej
dwoje przyjaciół wydawało się mieć to w genach.
-
I wtedy podobno pocałował ją w pustej klasie – pisnęła podniecona nowymi
plotkami Charlotte. Lilly spojrzała na nią z zażenowaniem spod grubej księgi
zaklęć. Ostatnio zbłaźniła się na zaklęciach i chciała jak najszybciej się zrehabilitować
w oczach nauczyciela.
-
O czym rozmawiamy ? – wyszeptała do Alice, która słuchała z zafascynowaniem.
Było to raczej nie podobne do McKinnon, była znana ze swej chłopięcej natury.
Jednak tym razem spojrzała na Lilly ze zdziwieniem.
-
O Syriuszu Blacku – odpowiedziała szybko. – No i co było dalej ? – niemal krzyknęła
do Charlotte. Ta zarzuciła swoje brązowe włosy z plecy i pochyliła się nad
stołem. Alice i Lilly również się pochyliły i tak we trzy ustawiły swoje twarze
nad ziemniakami. Długie włosy Lilly wpadły do miski, co kompletnie zignorowała.
Chciała wiedzieć, czy bohaterka historii Charlotte okazała się feministką i
uderzyła Blacka. Evans zawsze starała się wierzyć w siłę kobiet, jednak raczej
się rozczarowywała.
-
Wtedy ona zaczęła dopierać się do jego paska przy spodniach i wiecie –
wyszeptała Charlotte unosząc sugestywnie brwi. Alice aż otworzyła usta w zdziwieniu
i szybko je zakryła dłonią potrącając przy tym sok. Lilly tylko usiadła
rozczarowana.
-
I co chodzą ze sobą ? – zapytała Evans ze nadzieją, że przynajmniej tyle ma do
siebie szacunku rzeczona dziewczyna. Charlotte spojrzała na nią jak na małe
dziecko i pokręciła głową.
-
Do tego nie trzeba być parą – odpowiedziała Alice i nałożyła sobie ziemniaków. Lilly
westchnęła ciężko na jej słowa i zamknęła z hukiem książkę. Pierwszoroczni
spojrzeli na nią ze strachem. Ona przeprosiła ich i skierowała spojrzenie na Charlotte.
-
Wiem, ale miała nadzieję, że ma dla siebie szacunek ta dziewczyna. Co dostała w
zamian? Pewnie nic – powiedziała oburzona chłodno. Alice zaśmiała się i
spojrzała na rudowłosą przyjaciółkę.
-
Wiesz Lilly, Black jest znany z tego, że się odwdzięcza dziewczyną w różny
sposób – odpowiedziała na co Charlotte wypluła sok. Lilly z obrzydzeniem się
cofnęła, aby zobaczyć kilka rudych włosów w ziemniakach Alice.
-
Serio? W takim razie jestem gotowa przekonać się na własnej skórze –
powiedziała z ogromnym uśmiechem. Lilly w tym czasie zaczęła subtelnie
wydłubywać swoje włosy z talerza Alice, która była zbyt zajęta śmianiem się.
-
Dla chwili przyjemności jesteś gotowa stracić swoją godność i szacunek dla
samej siebie – powiedziała Lilly, dalej dłubiąc w talerzy czarnowłosej.
-
To nie musi być chwila Lilly. Co ty na Merlina robisz ? – krzyknęła Alice.
Lilly zatrzymała swoją dłoń, poczym cofnęła ją powoli i wytarła do chusteczkę.
-
Chciałam wyjąć moje włosy – wytłumaczyła, obie jej przyjaciółki patrzyła na nią
zdziwione.
-
Nie mogłaś powiedzieć, że tam są ? – zapytała Charlotte, patrząc na talerz
Alice jak na miejsce zbrodni.
-
Po pierwsze nie chciałam wam przeszkadzać, a po drugie te ziemniaki to chłopak,
który dobiera się do wszystkich dziewczyn – chwyciła talerz Alice i podniosła
go w zasięgu wzroku dziewczyn. – Moje włosy to są te dziewczyny, a moje place
to choroby, które mógł złapać – ciemnowłose pokiwały głowami jednoczenie. – Po tym
jak miałam dłoń w twoim talerzu chcesz zjeść ziemniaki Alice? – zapytała poważnie
rudowłosa.
-
W życiu – odrapała obrzydzona czarnowłosa. Lilly uniosła palec do góry, w
geście potwierdzenia swojej racji.
-
Dokładnie, bo boisz się zarazków i obrzydza cie to, że go dotykała. Tak samo jest
z facetami, tym więcej dziewczyn tym większe powinno być wasze – wskazała palcem
na obydwie. – Obrzydzenie. To naturalne. A co do dziewczyn – podniosła swój
długi włos otoczony ziemniakami. – Kto chce taki włos? Nikt. Bo jest zbrukany
przez te ziemniaki. Rozumiecie to ? – zapytała i odłożyła talerz na miejsce.
-
Specjalnie włożyłaś tam swoje włosy, aby nam to powiedzieć ? – zapytała przerażona
Alice.
-
Nie. Tę przemowę wymyślałam nam poczekaniu – odpowiedziała Lilly wracając do
swojej książki. Charlotte i Alice spojrzały na siebie i wybuchły śmiechem,
Lilly też do nich szybko dołączyła.
-
W każdym razie miło mieć kogoś do kochania – wyszeptała Charlotte jak się uspokoiły.
Lilly spojrzała na nią ze smutkiem. Charlotte, była średniej urody i często
znikała w cieniu innych. Do tego była nieśmiała. Często miała z tego powodu
kompleksy.
-
Tak, ale nie masz czego zazdrościć tej dziewczynie. Była jednorazową przygodą,
kolejną do odhaczenia na liście – pocieszyła ją Lilly. Charlotte uśmiechnęła
się słabo.
-
Jasne. Tobie to łatwo jesteś śliczna, Alice jest przebojowa. A ja przeciętna.
Od urodzenia na przegranej pozycji. Nikt nigdy nie będzie chciał mnie pocałować
– wyszeptała i pociągnęła nosem. Lilly już chciała coś powiedzieć. – Nie jestem
głodna i tak jestem gruba. Zobaczymy się za zajęciach – powiedziała i szybko
wyszła. Lilly już wstawała, ale Alice dotknęła jej dłoni w cichym uspokojeniu,
że nic Charlotte nie będzie, a potrzebuje ona pobyć sama.
-
Jak ona może tak myśleć o sobie ? – zapytała Lilly. Alice tylko wzruszyła
ramionami.
-
Cóż jest przeciętna – odrapała po chwili na co Lilly ją uderzyła. – No co?
Lills nie zakłamuj rzeczywistości. Chcesz wiedzieć co najlepsze, dobrze. Jesteś
idealistą jeszcze lepiej, ale dopuszczaj do siebie prawdę. Charlotte jest
przeciętna, do tego cicha. Nie będzie mieć łatwo w znalezieniu chłopaka –
powiedziała, poczym napchała usta ciastem.
-
Jesteś okrutna – odezwała się Lilly po chwili.
-
A ty uparta i naiwna, a i tak cię kocham – nie rozmawiały już dłużej, obie
skupiły się na śniadaniu. Lilly w głowie już układała słowa pocieszenia dla
Charlotte, a Alice czytała widomości sportowe. Nagle z zamyślenia wytracił
Evans ruch przy drzwiach i głośny śmiech. Znała ten dźwięk bardzo dobrze. Najsubtelniej
jak umiała spojrzała w stronę drzwi.
Czterech
nierozłącznych kompanów właśnie przybyło na śniadanie. Zawsze przychodzili pod
sam koniec, a potem spóźniali się na zajęcia. Tak już od czterech lat. Pierwszy
próg przekroczył Peter, który niemal wbiegł śmiejąc się zapewne uciekał przed
Blackiem. Później Remus jak zawsze w książce śmiał się z czegoś, a za nim
James, który otaczał blondyna ramieniem i coś mu opowiadał. Na końcu Syriusz
Black, dzisiejszy temat rozmów.
Cała
czwórka wydawał się Lilly zawsze taka beztroska, ciesząca się każdą chwilą. Już
na drugim roku nazwali się Huncowotami. Założyli pewnego rodzaju bractwo
rozrabiaków. Ich żarty zazwyczaj były zabawne, jednak ich znęcanie się i
dokuczanie ślizonom już nie.
Lilly
przełknęła ślinę i wróciła szybko do lektury, czując, że za długo gapi się na
jednego z hultajów. Alice tylko uśmiechnęła się pod nosem.
-
Wiesz co mnie bawi ? – zapytała po chwili czarnowłosa. Lilly pokręciła głową. –
Tyle pleciesz o sile kobiet, o szanowaniu siebie i o tym całym gównie trolla, a
sama jesteś zakochana od pierwszego roku w gościu, który nawet nie wie jak masz
na imię.
-
Nie jestem w nim zakochana – odpowiedziała szybko Lilly, za szybko. Alice zacisnęła
usta, aby nie wybuchnąć śmiechem.
-
W ogóle. Tylko za każdym razem zerkasz w jego kierunku z taką tęsknotą, a jak
zrobi coś głupiego to przeżywasz, jakby był twoim dzieckiem. Zupełnie nie kochasz
go. A bym zapomniała nawet nie podchodzisz do niego, bo po waszej rozmowie na
drugim roku się wstydzisz – powiedziała Alice i szybko wróciła do jedzenia.
Słynnej rozmowy nie przypomina się Evans, to był dzień jej największego
upokorzenia.
-
Nie mówimy o tej rozmowie – warknęła Lilly.
-
Oczywiście, powiem to w przemowie na waszym ślubie – zaśmiała się Alice, poczym
dostała książką w ramię.
-
Nie będzie żadnego ślubu – zaśmiał się Lilly.
-
Oczywiście, że będzie. Piękny sierpniowy ślub na świeżym powietrzu, a potem czworo
dzieci i kot – Alice zebrała szybko swoje rzeczy i uciekła przed kolejnym
ciosem od Lilly, która cała zarumieniona chichotała jak na zadurzoną nastolatkę
przystało.
***
Ciepłe
promienie słońca ogrzewały jej kremową skórę. Zamknęła oczy i położyła się na
swojej pelerynie. Uwielbiała czerwcowe słońce. Jego ciepło przyjemnie otaczało
jej ciało. Zatrzymał się na sekundę
podziwiając ten widok. Dokładnie wiedział, jak kochała ciepło oraz wczesne
lato, dlatego zgodził się pouczyć z nią na błoniach. Miało to dużo minusów,
wiatr, hałasujących uczniów oraz ten okropny zapach trawy. W tym wszystkim jeden
plus. Ją samą. Jej różowe usta ułożyły się w delikatny zrelaksowany uśmiech. Mógłby
patrzeć na nią godzinami.
-
Chciałabym być ptakiem – powiedziała, na co się zaśmiał. Usiadł tuż obok niej i
obserwowała jej twarz. – Nie śmiej się. Wróblem najlepiej.
-
A czemu chcesz być ptakiem ? – zapytał wyjmując
książki ze swojej torby.
-
Aby latać.
-
Oryginalnie, jesteś czarownicą możesz latać na miotle – zaśmiał się. Lilly
zmarszczyła brwi i owarzyła oczy.
-
Czy masz w swoim ciele, chociaż jedną romantyczną komórkę ? – zapytała
oskarżycielsko. Spojrzał w jej migdałowe oczy i poczuł ucisk w brzuchu. Chciał,
aby znowu patrzyła na niego z tą naiwną delikatnością.
-
Dobrze chcesz latać, a gdzie ? – dopytał, jego głos był cichy i zachrypnięta,
ale ona to zignorował i podniosła się.
-
Wszędzie. Ptaki są wolne. Nie muszą udawać, mierzyć się z przeznaczeniem.
Marzyć, aby być kimś innym – mówiła to cicho, spokojnie z lekkim żalem. –
Poleciałabym do Afryki, Indii, Francji i Hiszpanii. Patrzyła na innych czarodziei
i kradła im jedzenie. Kiedyś tam polecę. Zwiedzę.
-
Nie zmieniaj się – wyszeptał. Wyglądała pięknie w blasku zachodzącego słońca. Miła
niesamowite włosy, ciemno rude, a w słońcu wydawały się płonąć jej własnym
nieposkromionym ogniem. Pragnął ich dotknąć jej dotknąć. Wydychać jej zapach.
-
To co uczymy się ? – powiedziała nagle, a on tylko przytaknął.
***
Mimo
czerwcowej pogody, mury zamku dalej były chłodne. Remus oparł o nie plecy i
poczuł przyjemne zimno rozchodzące się po jego ciele. Otworzył wypracowanie
Petera i zaczął poprawiać jego literówki. Mieli z Jamesem umowę, że będą się wymieniać
w pomocy blondynowi. Jednak Remus czuł ogromną złość za każdym razem, kiedy
musiał po raz kolejny zwracać Peterowi uwagę.
Mały
blondyn stał właśnie przy nim ze zdenerwowaniem. Bardzo się starał, ale był
raczej przeciętnym uczniem. Remus ugryzł się w język, kiedy po raz kolejny
został zapytany, czy praca jest dobra.
To jest okropne Peter, jakim cudem
nauczyłeś się pisać – chciał wykrzyczeć. Adrenalina
buzująca w jego żyłach wspomagała wściekłość. Nie znosił tego czasu w miesiącu.
Stawał się całkiem innym człowiekiem. Nieustannie odczuwał zdenerwowanie i
ledwo kontrolował wybuchy złości. Do tego uderzenia gorąca i ból głowy doprowadzały go do szaleństwa.
-
Nie uwierzycie co nasz geniusz wymyślił – krzyknął z radością Black, Remus
uśmiechnął się na ich widok. Z jakiegoś dziwnego powodu obecność jego głośnych
przyjaciół zawsze powprawiała mu samopoczucie.
James
Potter i Syriusz Black idąc obok siebie korytarzem wyglądali niemal jak
bliźniaki. Obaj byli wysocy i posiadali oliwkową karnację. Do tego wysportowane
sylwetki i ciemne włosy. Różnili się jednak charakterami. Mimo szeroko
rozpowszechnionej opinii mieli bardzo odmienną osobowość.
Syriusz
był romantykiem, idealistą, mógłby oddać życie za swoje przekonania. Był jednak
niesamowicie nerwowy i narwany. Szybko działał, wolniej myślał. Nie rozważał
konsekwencji swoich działań. Później często miał poczucie winny, którym umiał się
zadręczać miesiącami.
James
za to był bardziej opanowany, ale mściwy i pamiętliwy, w przeciwieństwie do
Blacka rzadko żałował swoich czynów. Był inteligentny i bystry, ale nie używał
tych cech w dobrym celu. Raczej dla własnych korzyści. Posiadał ogromną
charyzmę i pewność siebie, łatwo zjednywał sobie ludzi. Manipulował nimi jak chciał, a oni często lgnęli
do niego jak do pajęczyny.
-
Co takiego znowu zrobiliście ? – zapytał zrezygnowany Remus. Wtedy Syriusz otworzył torbę w której znajdował się kot.
Lupin spojrzał na obu z przerażeniem. Flinch miał obsesję na punkcie swojego
zwierzaka, każdy to wiedział.
-
Pamiętasz tę zabawkę kota, którą znaleźliśmy wczoraj na korytarzu – zaczął Potter
ze cwaniackim uśmieszkiem. Remus przytaknął. Zabrali ją tylko dla tego, aby
straszyć nią szczura Teodora Georga, który mieszkał obok. – To ona – powiedział
Potter.
-
Jak to ? – zdziwił się Remus.
-
Normanie, podstawy transformacji, zmiana futra, rozmiaru i ożywienie na godzinę
dwie – wytłumaczył, jakby mówił o przepisie na jajecznice.
-
Podmienimy ją z kotem, na dwie godziny i zobaczymy jak Flinch zareaguje na
kota, przemawiającego moim głosem – zaśmiał się Black. Remus uśmiechnął się blado.
-
Któryś z was pomyślał o konsekwencjach ?
-
Nie – opowiedzieli jednocześnie.
-
Tylko o dobrej zabawie – dopowiedział Black. Nie konturowali dalej tej rozmowy.
Remus dokładnie wiedział, że tym razem nic nie wskóra. Na korytarzu było
gwarno. Uczniowie podekscytowani zbliżającym się końcem roku szkolnego omawiali
wakacje. Młody Lupin nie musiał planować tego czasu wolnego. Jego rodzice zbyt wystraszeni,
żeby puścić go gdzie na dłużej niż na tydzień, a dodatkowo pozbawieni funduszy,
aby wyjechać z nim, zawsze trzymają o blisko siebie. Zamkniętego w domu.
Wstydzą się i boją się jego choroby.
Nagle
koło nich rozległ się trzask. Niedaleko miejsca w którym stali na podłodze .znajdowała
się sterta książek, a coś rudego je zbierało. James pochylił się zaczął pomagać
dziewczynie. Ta nawet go nie zauważyła tylko wściekle sięgała po kolejne tomy.
Nie wiedział czemu, ale jej irytacja go bawiła. Zerknął w jej stronę, ale nie
wiedział jej twarzy, tylko pukle rudych włosów, pochylone nad podłogą.
-
Ach te magiczne podłogi, tylko czyhają na twoje życie – zaśmiał się i
spojrzał
na nią, zero reakcji. Dalej była skupiona na swoim zadaniu.
Zaintrygowała go jej reakcja. Spojrzał do tyłu na Syriusza, który tylko
puścił mu oko w znaku porozumienia. Jej rude włosy zasłaniały twarz, ale
James zdążył dostrzec pełne usta i lekko piegowaty nosek. Sięgnął po
kolejny tom dziewczyny i spojrzał na okładkę Eliksiry dla zaawansowanych, czyli była kujonem. - Skoro już ci pomagam... - zaczął a wtedy dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy.
Miała ładną twarz, może nawet śliczną. Ale nic pociągającego. Nie była w jego typie.Zbyt ułożona, nudna, blada.
- James Potter, Gryffon, a po godzinach rycerz ratujący damy - wyciągnął ku niej dłoń, jednak nie chwyciła za nią. Pokręciła tylko zdezaprobatą głową. Za sobą usłyszał westchnięcie Remusa.
- Chodzimy od pięciu lat razem na zajęcia. Dziesięć razy ci się przedstawiałam, ale tacy ludzie jak ty - powiedziała patrząc na swoje dłonie.
- Tacy ludzie jak ja ? - zaczął. Merlinie co to za wredne babsko, nawet mnie nie zna -pomyślał.
- Popularni, zapatrzeni w sobie - dokończyła patrząc na niego gniewnie.
- Pierwszy raz ze sobą rozmawiamy, a ty już masz na mój temat opinie ? - zapytał wściekle. Nie opuściła głowy, dalej patrzyła na niego wściekle, na co on jej odpowiadał jeszcze bardziej zirytowanym spojrzeniem.
- Tak, bo widzę jak się popisujesz od pięciu lat. Co tydzień nowa dziewczyna, żarty, znęcanie się - krzyknęła wstając wściekła jak osa. Kilka osób na korytarzy obejrzało się za nimi.
- Przynajmniej ja coś robię oprócz nauki i oceniania ludzi, których nie znam, panno - warknął na nią podając jej książkę.
- Lilly Evans - wyszeptał Remus za jego plecami. - Przepraszam za niego Lills - powiedział do dziewczyny. Która mimo że była niższa o głowę od Jamesa patrzyła na niego wściekle nie spuszczając wzroku. To była ich prywatna wojna.
- Nie szkodzi, jak widać do mojej listy doliczę brak kultury.
- Oczywiście, mimo że to ty mnie zaatakowałaś.
Odwróciła się na pięcie i oddeszła, zastawiając Jamesa zszokowanego.
- To oznacza wojnę - powiedzieli oboje po cichu jednoczenie.
Miała ładną twarz, może nawet śliczną. Ale nic pociągającego. Nie była w jego typie.Zbyt ułożona, nudna, blada.
- James Potter, Gryffon, a po godzinach rycerz ratujący damy - wyciągnął ku niej dłoń, jednak nie chwyciła za nią. Pokręciła tylko zdezaprobatą głową. Za sobą usłyszał westchnięcie Remusa.
- Chodzimy od pięciu lat razem na zajęcia. Dziesięć razy ci się przedstawiałam, ale tacy ludzie jak ty - powiedziała patrząc na swoje dłonie.
- Tacy ludzie jak ja ? - zaczął. Merlinie co to za wredne babsko, nawet mnie nie zna -pomyślał.
- Popularni, zapatrzeni w sobie - dokończyła patrząc na niego gniewnie.
- Pierwszy raz ze sobą rozmawiamy, a ty już masz na mój temat opinie ? - zapytał wściekle. Nie opuściła głowy, dalej patrzyła na niego wściekle, na co on jej odpowiadał jeszcze bardziej zirytowanym spojrzeniem.
- Tak, bo widzę jak się popisujesz od pięciu lat. Co tydzień nowa dziewczyna, żarty, znęcanie się - krzyknęła wstając wściekła jak osa. Kilka osób na korytarzy obejrzało się za nimi.
- Przynajmniej ja coś robię oprócz nauki i oceniania ludzi, których nie znam, panno - warknął na nią podając jej książkę.
- Lilly Evans - wyszeptał Remus za jego plecami. - Przepraszam za niego Lills - powiedział do dziewczyny. Która mimo że była niższa o głowę od Jamesa patrzyła na niego wściekle nie spuszczając wzroku. To była ich prywatna wojna.
- Nie szkodzi, jak widać do mojej listy doliczę brak kultury.
- Oczywiście, mimo że to ty mnie zaatakowałaś.
Odwróciła się na pięcie i oddeszła, zastawiając Jamesa zszokowanego.
- To oznacza wojnę - powiedzieli oboje po cichu jednoczenie.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńSzybko nadrobiłam zaległości i muszę przyznać, że byłam ciekawa jak to będzie na piątym roku.
Kurczę! Byłam w szoku, że James jakby nie był świadomy istnienia Lily, a ona skrycie się w nim durzyła! Nie to, że wcześniej się z czymś takim nie spotkałam, ale jednak to bardzo rzadkie zjawisko takiego odbiegnięcia od kanonu. :) Bardzo mi się to podoba.
Podoba mi się też charakter Lily. Jej tłumaczenie tego, jak widzi teraz Blacka na zasadzie włosów, ziemniaków i palców w ziemniakach było bardzo obrazotwórcze :D
Końcówka jest świetna. Obawiałam się, że Lily będzie zmieszana, będzie miała papkę z mózgu czy co, ale zachowała się z pazurem, no i teraz James na pewno ją zapamięta. :)
W końcówce trochę pogubiłam się z narracjami i masz kilka literówek, i raz miałam wrażenie, że jest wypowiedź niedokończona (znalazłam! "- Chodzimy od pięciu lat razem na zajęcia. Dziesięć razy ci się przedstawiałam, ale tacy ludzie jak ty - powiedziała patrząc na swoje dłonie." Ale ludzie tacy ja ty... Co? Tu chyba coś powinno być).
Postacie masz bardzo fajnie wykreowane i jednak James manipulant dla własnych korzyści, to coś bardzo rzadkiego, wręcz nieistniejącego. Jestem bardzo zafascynowana zmianą/rozwojem tej postaci. :)
I czy dobrze zrozumiałam, że początek rozdziału, to początek piątego roku w Hogwarcie, a końcówka to czerwiec na piątym roku? Czy jakoś poplątałam sobie to? :)
Bardzo mi się podobało i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Buziaki! :*
hej, bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Nigdy nie lubiłam wizji Jamesa zakochanego w Lilly xd dlatego postawiłam na odwrotną sytułację.
UsuńCo do czasu. Początek to październik, a końcówka to maj.
Mam nadzieję, że spodoba Ci sie kolejny rozdział, bo tam rozpoczną sie działania wojenne, a dodatkowo będzie też trochę Syriusza xd
Jeżeli końcówka to maj, to w scenie ze Snape'em (tak mi się wydaje, że to on", tam gdzie mówiła, że jest ptakiem, to na samym początku opisu jest, że "Uwielbiała czerwcowe słońce." I to co się zaczyna od Remusa też ma coś o czerwcowej pogodzie.
UsuńOj, tak. Działania wojenne bardzo mi się podobają. Sama już jestem na etapie wojny i czuję, że to będzie dla mnie inspirujące. :) No i Syriusz <3 Mało go było, ale go lubię :D
Buziaki! :*