piątek, 29 marca 2019

Lwie serce 2

Rozdział 2
Pięć lat


Pięć lat.
Pięć magicznych lat, byłą już w tej szkole. Pierwszy rok był dla niej bardzo ciężki. Rozdzielenie z matką i ojcem, kłótnia się z siostrą, a do tego brak innych znajomych niż Severus. Szybko okazało się, że nie jest tak wyjątkowa jak widzą ją jej rodzice. To był dla niej lekki szok. W szkole uczyło się wiele uzdolnionych magicznie dzieci, które przewyższały ją wiedzą. Jednak jakoś to przetrwała, wiele nocy przepłakała samotnie w łazience, szybko nauczyła się, że nie należy okazywać w tym miejscu słabości. Magiczny świat, mimo swojego uroku, okazał się o wiele mroczniejszy niż można było przypuszczać. Podziały klasowe były tu bardzo widoczne. Wielu czysto krwistych uczniów okazało jej, że nie chcą jej tu. Często chciała wrócić do domu, do swojej słodkiej mamy i prostego życia. Jednak wtedy musiałaby wyprzeć się swojej prawdziwej natury, która tak mocno ją pociągała. Tak więc w całej swojej mocy nie okazywała słabości. Ukrywała się za maską odwagi i pewności siebie.
Dopiero na trzecim roku znalazła przyjaciółki. Alice McKinnon, Charlotte Gregory oraz Hestię Jakoson, z tą ostatnią łączyła ją silna więź oparta głównie na współzawodnictwie. To właśnie ona pomogła Lilly nadrobić braki w wiedzy o świecie magicznym i stała się jej przewodnikiem. Długie godziny spędzały na dyskusjach i poznawaniu nowych to zaklęć. Obie były zafascynowane możliwościami magii tymi już znanymi oraz tymi które pozostawały do odkrycia. Hestia była prymuską, tak jak Severus, jednak Lilly czuła się w ich cieniu. Musiała pracować długimi godzinami, uczyć się zaklęć i przepisów na pamięć, kiedy jej dwoje przyjaciół wydawało się mieć to w genach.
- I wtedy podobno pocałował ją w pustej klasie – pisnęła podniecona nowymi plotkami Charlotte. Lilly spojrzała na nią z zażenowaniem spod grubej księgi zaklęć. Ostatnio zbłaźniła się na zaklęciach i chciała jak najszybciej się zrehabilitować w oczach nauczyciela.
- O czym rozmawiamy ? – wyszeptała do Alice, która słuchała z zafascynowaniem. Było to raczej nie podobne do McKinnon, była znana ze swej chłopięcej natury. Jednak tym razem spojrzała na Lilly ze zdziwieniem.
- O Syriuszu Blacku – odpowiedziała szybko. – No i co było dalej ? – niemal krzyknęła do Charlotte. Ta zarzuciła swoje brązowe włosy z plecy i pochyliła się nad stołem. Alice i Lilly również się pochyliły i tak we trzy ustawiły swoje twarze nad ziemniakami. Długie włosy Lilly wpadły do miski, co kompletnie zignorowała. Chciała wiedzieć, czy bohaterka historii Charlotte okazała się feministką i uderzyła Blacka. Evans zawsze starała się wierzyć w siłę kobiet, jednak raczej się rozczarowywała.
- Wtedy ona zaczęła dopierać się do jego paska przy spodniach i wiecie – wyszeptała Charlotte unosząc sugestywnie brwi. Alice aż otworzyła usta w zdziwieniu i szybko je zakryła dłonią potrącając przy tym sok. Lilly tylko usiadła rozczarowana.
- I co chodzą ze sobą ? – zapytała Evans ze nadzieją, że przynajmniej tyle ma do siebie szacunku rzeczona dziewczyna. Charlotte spojrzała na nią jak na małe dziecko i pokręciła głową.
- Do tego nie trzeba być parą – odpowiedziała Alice i nałożyła sobie ziemniaków. Lilly westchnęła ciężko na jej słowa i zamknęła z hukiem książkę. Pierwszoroczni spojrzeli na nią ze strachem. Ona przeprosiła ich i skierowała spojrzenie na Charlotte.
- Wiem, ale miała nadzieję, że ma dla siebie szacunek ta dziewczyna. Co dostała w zamian? Pewnie nic – powiedziała oburzona chłodno. Alice zaśmiała się i spojrzała na rudowłosą przyjaciółkę.
- Wiesz Lilly, Black jest znany z tego, że się odwdzięcza dziewczyną w różny sposób – odpowiedziała na co Charlotte wypluła sok. Lilly z obrzydzeniem się cofnęła, aby zobaczyć kilka rudych włosów w ziemniakach Alice.
- Serio? W takim razie jestem gotowa przekonać się na własnej skórze – powiedziała z ogromnym uśmiechem. Lilly w tym czasie zaczęła subtelnie wydłubywać swoje włosy z talerza Alice, która była zbyt zajęta śmianiem się.
- Dla chwili przyjemności jesteś gotowa stracić swoją godność i szacunek dla samej siebie – powiedziała Lilly, dalej dłubiąc w talerzy czarnowłosej.
- To nie musi być chwila Lilly. Co ty na Merlina robisz ? – krzyknęła Alice. Lilly zatrzymała swoją dłoń, poczym cofnęła ją powoli i wytarła do chusteczkę.
- Chciałam wyjąć moje włosy – wytłumaczyła, obie jej przyjaciółki patrzyła na nią zdziwione.
- Nie mogłaś powiedzieć, że tam są ? – zapytała Charlotte, patrząc na talerz Alice jak na miejsce zbrodni.
- Po pierwsze nie chciałam wam przeszkadzać, a po drugie te ziemniaki to chłopak, który dobiera się do wszystkich dziewczyn – chwyciła talerz Alice i podniosła go w zasięgu wzroku dziewczyn. – Moje włosy to są te dziewczyny, a moje place to choroby, które mógł złapać – ciemnowłose pokiwały głowami jednoczenie. – Po tym jak miałam dłoń w twoim talerzu chcesz zjeść ziemniaki Alice? – zapytała poważnie rudowłosa.
- W życiu – odrapała obrzydzona czarnowłosa. Lilly uniosła palec do góry, w geście potwierdzenia swojej racji.
- Dokładnie, bo boisz się zarazków i obrzydza cie to, że go dotykała. Tak samo jest z facetami, tym więcej dziewczyn tym większe powinno być wasze – wskazała palcem na obydwie. – Obrzydzenie. To naturalne. A co do dziewczyn – podniosła swój długi włos otoczony ziemniakami. – Kto chce taki włos? Nikt. Bo jest zbrukany przez te ziemniaki. Rozumiecie to ? – zapytała i odłożyła talerz na miejsce.
- Specjalnie włożyłaś tam swoje włosy, aby nam to powiedzieć ? – zapytała przerażona Alice.
- Nie. Tę przemowę wymyślałam nam poczekaniu – odpowiedziała Lilly wracając do swojej książki. Charlotte i Alice spojrzały na siebie i wybuchły śmiechem, Lilly też do nich szybko dołączyła.
- W każdym razie miło mieć kogoś do kochania – wyszeptała Charlotte jak się uspokoiły. Lilly spojrzała na nią ze smutkiem. Charlotte, była średniej urody i często znikała w cieniu innych. Do tego była nieśmiała. Często miała z tego powodu kompleksy.
- Tak, ale nie masz czego zazdrościć tej dziewczynie. Była jednorazową przygodą, kolejną do odhaczenia na liście – pocieszyła ją Lilly. Charlotte uśmiechnęła się słabo.
- Jasne. Tobie to łatwo jesteś śliczna, Alice jest przebojowa. A ja przeciętna. Od urodzenia na przegranej pozycji. Nikt nigdy nie będzie chciał mnie pocałować – wyszeptała i pociągnęła nosem. Lilly już chciała coś powiedzieć. – Nie jestem głodna i tak jestem gruba. Zobaczymy się za zajęciach – powiedziała i szybko wyszła. Lilly już wstawała, ale Alice dotknęła jej dłoni w cichym uspokojeniu, że nic Charlotte nie będzie, a potrzebuje ona pobyć sama.
- Jak ona może tak myśleć o sobie ? – zapytała Lilly. Alice tylko wzruszyła ramionami.
- Cóż jest przeciętna – odrapała po chwili na co Lilly ją uderzyła. – No co? Lills nie zakłamuj rzeczywistości. Chcesz wiedzieć co najlepsze, dobrze. Jesteś idealistą jeszcze lepiej, ale dopuszczaj do siebie prawdę. Charlotte jest przeciętna, do tego cicha. Nie będzie mieć łatwo w znalezieniu chłopaka – powiedziała, poczym napchała usta ciastem.
- Jesteś okrutna – odezwała się Lilly po chwili.
- A ty uparta i naiwna, a i tak cię kocham – nie rozmawiały już dłużej, obie skupiły się na śniadaniu. Lilly w głowie już układała słowa pocieszenia dla Charlotte, a Alice czytała widomości sportowe. Nagle z zamyślenia wytracił Evans ruch przy drzwiach i głośny śmiech. Znała ten dźwięk bardzo dobrze. Najsubtelniej jak umiała spojrzała w stronę drzwi.
Czterech nierozłącznych kompanów właśnie przybyło na śniadanie. Zawsze przychodzili pod sam koniec, a potem spóźniali się na zajęcia. Tak już od czterech lat. Pierwszy próg przekroczył Peter, który niemal wbiegł śmiejąc się zapewne uciekał przed Blackiem. Później Remus jak zawsze w książce śmiał się z czegoś, a za nim James, który otaczał blondyna ramieniem i coś mu opowiadał. Na końcu Syriusz Black, dzisiejszy temat rozmów.
Cała czwórka wydawał się Lilly zawsze taka beztroska, ciesząca się każdą chwilą. Już na drugim roku nazwali się Huncowotami. Założyli pewnego rodzaju bractwo rozrabiaków. Ich żarty zazwyczaj były zabawne, jednak ich znęcanie się i dokuczanie ślizonom już nie.
Lilly przełknęła ślinę i wróciła szybko do lektury, czując, że za długo gapi się na jednego z hultajów. Alice tylko uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiesz co mnie bawi ? – zapytała po chwili czarnowłosa. Lilly pokręciła głową. – Tyle pleciesz o sile kobiet, o szanowaniu siebie i o tym całym gównie trolla, a sama jesteś zakochana od pierwszego roku w gościu, który nawet nie wie jak masz na imię.
- Nie jestem w nim zakochana – odpowiedziała szybko Lilly, za szybko. Alice zacisnęła usta, aby nie wybuchnąć śmiechem.
- W ogóle. Tylko za każdym razem zerkasz w jego kierunku z taką tęsknotą, a jak zrobi coś głupiego to przeżywasz, jakby był twoim dzieckiem. Zupełnie nie kochasz go. A bym zapomniała nawet nie podchodzisz do niego, bo po waszej rozmowie na drugim roku się wstydzisz – powiedziała Alice i szybko wróciła do jedzenia. Słynnej rozmowy nie przypomina się Evans, to był dzień jej największego upokorzenia.
- Nie mówimy o tej rozmowie – warknęła Lilly.
- Oczywiście, powiem to w przemowie na waszym ślubie – zaśmiała się Alice, poczym dostała książką w ramię.
- Nie będzie żadnego ślubu – zaśmiał się Lilly.
- Oczywiście, że będzie. Piękny sierpniowy ślub na świeżym powietrzu, a potem czworo dzieci i kot – Alice zebrała szybko swoje rzeczy i uciekła przed kolejnym ciosem od Lilly, która cała zarumieniona chichotała jak na zadurzoną nastolatkę przystało.

***
Ciepłe promienie słońca ogrzewały jej kremową skórę. Zamknęła oczy i położyła się na swojej pelerynie. Uwielbiała czerwcowe słońce. Jego ciepło przyjemnie otaczało jej ciało.  Zatrzymał się na sekundę podziwiając ten widok. Dokładnie wiedział, jak kochała ciepło oraz wczesne lato, dlatego zgodził się pouczyć z nią na błoniach. Miało to dużo minusów, wiatr, hałasujących uczniów oraz ten okropny zapach trawy. W tym wszystkim jeden plus. Ją samą. Jej różowe usta ułożyły się w delikatny zrelaksowany uśmiech. Mógłby patrzeć na nią godzinami.
- Chciałabym być ptakiem – powiedziała, na co się zaśmiał. Usiadł tuż obok niej i obserwowała jej twarz. – Nie śmiej się. Wróblem najlepiej.
- A czemu chcesz być  ptakiem ? – zapytał wyjmując książki ze swojej torby.
- Aby latać.
- Oryginalnie, jesteś czarownicą możesz latać na miotle – zaśmiał się. Lilly zmarszczyła brwi i owarzyła oczy.
- Czy masz w swoim ciele, chociaż jedną romantyczną komórkę ? – zapytała oskarżycielsko. Spojrzał w jej migdałowe oczy i poczuł ucisk w brzuchu. Chciał, aby znowu patrzyła na niego z tą naiwną delikatnością.
- Dobrze chcesz latać, a gdzie ? – dopytał, jego głos był cichy i zachrypnięta, ale ona to zignorował i podniosła się.
- Wszędzie. Ptaki są wolne. Nie muszą udawać, mierzyć się z przeznaczeniem. Marzyć, aby być kimś innym – mówiła to cicho, spokojnie z lekkim żalem. – Poleciałabym do Afryki, Indii, Francji i Hiszpanii. Patrzyła na innych czarodziei i kradła im jedzenie. Kiedyś tam polecę. Zwiedzę.
- Nie zmieniaj się – wyszeptał. Wyglądała pięknie w blasku zachodzącego słońca. Miła niesamowite włosy, ciemno rude, a w słońcu wydawały się płonąć jej własnym nieposkromionym ogniem. Pragnął ich dotknąć jej dotknąć. Wydychać jej zapach.
- To co uczymy się ? – powiedziała nagle, a on tylko przytaknął.

***
Mimo czerwcowej pogody, mury zamku dalej były chłodne. Remus oparł o nie plecy i poczuł przyjemne zimno rozchodzące się po jego ciele. Otworzył wypracowanie Petera i zaczął poprawiać jego literówki. Mieli z Jamesem umowę, że będą się wymieniać w pomocy blondynowi. Jednak Remus czuł ogromną złość za każdym razem, kiedy musiał po raz kolejny zwracać Peterowi uwagę.
Mały blondyn stał właśnie przy nim ze zdenerwowaniem. Bardzo się starał, ale był raczej przeciętnym uczniem. Remus ugryzł się w język, kiedy po raz kolejny został zapytany, czy praca jest dobra.
To jest okropne Peter, jakim cudem nauczyłeś się pisać – chciał wykrzyczeć. Adrenalina buzująca w jego żyłach wspomagała wściekłość. Nie znosił tego czasu w miesiącu. Stawał się całkiem innym człowiekiem. Nieustannie odczuwał zdenerwowanie i ledwo kontrolował wybuchy złości. Do tego uderzenia gorąca i ból  głowy doprowadzały go do szaleństwa.
- Nie uwierzycie co nasz geniusz wymyślił – krzyknął z radością Black, Remus uśmiechnął się na ich widok. Z jakiegoś dziwnego powodu obecność jego głośnych przyjaciół zawsze powprawiała mu samopoczucie.
James Potter i Syriusz Black idąc obok siebie korytarzem wyglądali niemal jak bliźniaki. Obaj byli wysocy i posiadali oliwkową karnację. Do tego wysportowane sylwetki i ciemne włosy. Różnili się jednak charakterami. Mimo szeroko rozpowszechnionej opinii mieli bardzo odmienną osobowość.
Syriusz był romantykiem, idealistą, mógłby oddać życie za swoje przekonania. Był jednak niesamowicie nerwowy i narwany. Szybko działał, wolniej myślał. Nie rozważał konsekwencji swoich działań. Później często miał poczucie winny, którym umiał się zadręczać miesiącami.
James za to był bardziej opanowany, ale mściwy i pamiętliwy, w przeciwieństwie do Blacka rzadko żałował swoich czynów. Był inteligentny i bystry, ale nie używał tych cech w dobrym celu. Raczej dla własnych korzyści. Posiadał ogromną charyzmę i pewność siebie, łatwo zjednywał sobie ludzi.  Manipulował nimi jak chciał, a oni często lgnęli do niego jak do pajęczyny.
- Co takiego znowu zrobiliście ? – zapytał zrezygnowany Remus. Wtedy Syriusz  otworzył torbę w której znajdował się kot. Lupin spojrzał na obu z przerażeniem. Flinch miał obsesję na punkcie swojego zwierzaka, każdy to wiedział.
- Pamiętasz tę zabawkę kota, którą znaleźliśmy wczoraj na korytarzu – zaczął Potter ze cwaniackim uśmieszkiem. Remus przytaknął. Zabrali ją tylko dla tego, aby straszyć nią szczura Teodora Georga, który mieszkał obok. – To ona – powiedział Potter.
- Jak to ? – zdziwił się Remus.
- Normanie, podstawy transformacji, zmiana futra, rozmiaru i ożywienie na godzinę dwie – wytłumaczył, jakby mówił o przepisie na jajecznice.
- Podmienimy ją z kotem, na dwie godziny i zobaczymy jak Flinch zareaguje na kota, przemawiającego moim głosem – zaśmiał się Black. Remus uśmiechnął się blado.
- Któryś z was pomyślał o konsekwencjach ?
- Nie – opowiedzieli jednocześnie.
- Tylko o dobrej zabawie – dopowiedział Black. Nie konturowali dalej tej rozmowy. Remus dokładnie wiedział, że tym razem nic nie wskóra. Na korytarzu było gwarno. Uczniowie podekscytowani zbliżającym się końcem roku szkolnego omawiali wakacje. Młody Lupin nie musiał planować tego czasu wolnego. Jego rodzice zbyt wystraszeni, żeby puścić go gdzie na dłużej niż na tydzień, a dodatkowo pozbawieni funduszy, aby wyjechać z nim, zawsze trzymają o blisko siebie. Zamkniętego w domu. Wstydzą się i boją się jego choroby.
Nagle koło nich rozległ się trzask. Niedaleko miejsca w którym stali na podłodze .znajdowała się sterta książek, a coś rudego je zbierało. James pochylił się zaczął pomagać dziewczynie. Ta nawet go nie zauważyła tylko wściekle sięgała po kolejne tomy. Nie wiedział czemu, ale jej irytacja go bawiła. Zerknął w jej stronę, ale nie wiedział jej twarzy, tylko pukle rudych włosów, pochylone nad podłogą.
- Ach te magiczne podłogi, tylko czyhają na twoje życie – zaśmiał się i spojrzał na nią, zero reakcji. Dalej była skupiona na swoim zadaniu. Zaintrygowała go jej reakcja. Spojrzał do tyłu na Syriusza, który tylko puścił mu oko w znaku porozumienia. Jej rude włosy zasłaniały twarz, ale James zdążył dostrzec pełne usta i lekko piegowaty nosek. Sięgnął po kolejny tom dziewczyny i spojrzał na okładkę Eliksiry dla zaawansowanych, czyli była kujonem. - Skoro już ci pomagam... - zaczął a wtedy dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy. 
Miała ładną twarz, może nawet śliczną. Ale nic pociągającego. Nie była w jego typie.Zbyt ułożona, nudna, blada.
- James Potter, Gryffon, a po godzinach rycerz ratujący damy - wyciągnął ku niej dłoń, jednak nie chwyciła za nią. Pokręciła tylko zdezaprobatą głową. Za sobą usłyszał westchnięcie Remusa. 
- Chodzimy od pięciu lat razem na zajęcia. Dziesięć razy ci się przedstawiałam, ale tacy ludzie jak ty - powiedziała patrząc na swoje dłonie. 
- Tacy ludzie jak ja ? - zaczął. Merlinie co to za wredne babsko, nawet mnie nie zna -pomyślał. 
- Popularni, zapatrzeni w sobie - dokończyła patrząc na niego gniewnie. 
- Pierwszy raz ze sobą rozmawiamy, a ty już masz na mój temat opinie ? - zapytał wściekle. Nie opuściła głowy, dalej patrzyła na niego wściekle, na co on jej odpowiadał jeszcze bardziej zirytowanym spojrzeniem. 
- Tak, bo widzę jak się popisujesz od pięciu lat. Co tydzień nowa dziewczyna, żarty, znęcanie się - krzyknęła wstając wściekła jak osa. Kilka osób na korytarzy obejrzało się za nimi. 
- Przynajmniej ja coś robię oprócz nauki i oceniania ludzi, których nie znam, panno - warknął na nią podając jej książkę. 
- Lilly Evans - wyszeptał Remus za jego plecami. - Przepraszam za niego Lills - powiedział do dziewczyny. Która mimo że była niższa o głowę od Jamesa patrzyła na niego wściekle nie spuszczając wzroku. To była ich prywatna wojna. 
- Nie szkodzi, jak widać do mojej listy doliczę brak kultury. 
- Oczywiście, mimo że to ty mnie zaatakowałaś. 
Odwróciła się na pięcie i oddeszła, zastawiając Jamesa  zszokowanego. 
- To oznacza wojnę - powiedzieli oboje po cichu jednoczenie.

3 komentarze:

  1. Cześć :)
    Szybko nadrobiłam zaległości i muszę przyznać, że byłam ciekawa jak to będzie na piątym roku.
    Kurczę! Byłam w szoku, że James jakby nie był świadomy istnienia Lily, a ona skrycie się w nim durzyła! Nie to, że wcześniej się z czymś takim nie spotkałam, ale jednak to bardzo rzadkie zjawisko takiego odbiegnięcia od kanonu. :) Bardzo mi się to podoba.
    Podoba mi się też charakter Lily. Jej tłumaczenie tego, jak widzi teraz Blacka na zasadzie włosów, ziemniaków i palców w ziemniakach było bardzo obrazotwórcze :D
    Końcówka jest świetna. Obawiałam się, że Lily będzie zmieszana, będzie miała papkę z mózgu czy co, ale zachowała się z pazurem, no i teraz James na pewno ją zapamięta. :)
    W końcówce trochę pogubiłam się z narracjami i masz kilka literówek, i raz miałam wrażenie, że jest wypowiedź niedokończona (znalazłam! "- Chodzimy od pięciu lat razem na zajęcia. Dziesięć razy ci się przedstawiałam, ale tacy ludzie jak ty - powiedziała patrząc na swoje dłonie." Ale ludzie tacy ja ty... Co? Tu chyba coś powinno być).
    Postacie masz bardzo fajnie wykreowane i jednak James manipulant dla własnych korzyści, to coś bardzo rzadkiego, wręcz nieistniejącego. Jestem bardzo zafascynowana zmianą/rozwojem tej postaci. :)
    I czy dobrze zrozumiałam, że początek rozdziału, to początek piątego roku w Hogwarcie, a końcówka to czerwiec na piątym roku? Czy jakoś poplątałam sobie to? :)

    Bardzo mi się podobało i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hej, bardzo się cieszę, że Ci się podoba. Nigdy nie lubiłam wizji Jamesa zakochanego w Lilly xd dlatego postawiłam na odwrotną sytułację.
      Co do czasu. Początek to październik, a końcówka to maj.
      Mam nadzieję, że spodoba Ci sie kolejny rozdział, bo tam rozpoczną sie działania wojenne, a dodatkowo będzie też trochę Syriusza xd

      Usuń
    2. Jeżeli końcówka to maj, to w scenie ze Snape'em (tak mi się wydaje, że to on", tam gdzie mówiła, że jest ptakiem, to na samym początku opisu jest, że "Uwielbiała czerwcowe słońce." I to co się zaczyna od Remusa też ma coś o czerwcowej pogodzie.
      Oj, tak. Działania wojenne bardzo mi się podobają. Sama już jestem na etapie wojny i czuję, że to będzie dla mnie inspirujące. :) No i Syriusz <3 Mało go było, ale go lubię :D

      Buziaki! :*

      Usuń

Obserwatorzy