poniedziałek, 21 sierpnia 2023

Lwie serca 5 cz. 2

Rozdział 5 cz. 2

Złoci chłopcy

Listopad

Niedziela

-  Trzymaj się za deskę, bo zemdlejesz - zasugerował James, Peter już od pół godziny wymiotował do ich sedesu. Razem ze seksownym kociakiem byli w trakcie zabawiania się, kiedy Glizdon wbiegł do dormitorium i zaczął wyrzucać z siebie zawartość swojego żołądka na podłogę. Rogacz szybko założył bokserki i podbiegł do niego, podtrzymując go, aby nie upadł. Peter był blady i miał drgawki. Dziewczyna zniesmaczą miną okryła się kołdrą.  
- Pozbądź się go, albo wyjdę - powiedziała wściekle. 
- To zmiataj stąd, to mój przyjaciel - warknął James, próbując doprowadzić pół przytomnego Petera do toalety. 
- Wybierasz zarzyganego grubasa zamiast mnie - rzuciła zdezorientowana. Potter zmierzył ją wzrokiem. Była w jego typie. Wysoka, ciemnowłosa, zgrabny tyłek, pełne piersi. 
- Każdego dnia, w każdej sekundzie - odpowiedział. - No dalej stary, już niedaleko - powiedział do przyjaciela, złapał go mocniej i powoli prowadził w stronę łazienki. - Zatrzaśnij za sobą drzwi - rzucił do dziewczyny. 
- Ty chuju - wykrzyczała, po czym trzasnęła drzwiami. James usadowił Petera przy sedesie, a sam nalał w szklankę wody, potem zmoczył ręcznik. Położył go Glizdonowi na ramionach. Sam usiadł na brzegu wanny. Stan Petera go martwił, jego kupel zwykle z łatwością starego alkoholika trawił alkohol, pierwszy raz widział go w takim stanie. Glizdon wyrzucał z siebie już zieloną wydzielinę zamiast jedzenia. Właśnie, w ogóle nie wymiotował jedzeniem, tylko alkoholem i sokiem dyniowym. Kiedy blondyn zrobił przerwę na oddech, James wziął kawałek papieru zmoczony i wytarł przyjacielowi usta oraz brodę. 
- Spróbuj wypić wodę, jak te dwa pajace wrócą pójdę po herbatę z cukrem - powiedział stanowczo. Peter chwycił w dłonie szklankę, ale tak się trząsł, że James musiał mu pomagać ją wypić. - Musisz coś zjeść - wyszeptał sam do siebie. Blondyn jakby otrzeźwiał i podniósł głowę kręcą nią. 
- Nie - odpowiedział krótko, po czym wrócił do wymiotowania. James westchnął tylko i zmienił ręcznik dla przyjaciela, zaczął mu delikatnie masować plecy. 
- Lepiej? - zapytał, Peter wydał z siebie dźwięk na podobieństwo potwierdzenia. Glizdon położył głowę na desce toaletowej. James usiadł na podłodze, aby móc przyjrzeć się jego twarzy. 
- Widzę twój interes - powiedział słabym głosem Peter. James zamiast się zawstydzić, wzruszył ramionami. 
- Nie jeden by chciał - zażartował. Peter lekko się uśmiechnął. - Jadłeś coś dzisiaj ? - zapytał. Gizdon spojrzał w podłogę. Zdecydowanie powinni posprzątać w dormitorium. Odkąd Remus się zbuntował, nikt u nich nie mył podłogi, ani wanny, ani toalety, ogólnie niczego. 
- Nie chce o tym rozmawiać - odpowiedział cicho. Widział, jak przez twarz Jamesa, przechodził cień szczerej troski. Potter potargał swoje włosy i podał mu kolejną szklankę wody. 
- To nie rozmawiajmy, jak coś zawsze mam czas. Dosłownie - powiedział z uśmiechem. - Herbatka? - zapytał. Peter tylko przytaknął. 


Wtorek

 Krzyczał coraz głośniej. 
Łzy leciały z jego oczu, nie powstrzymywał ich. Jego przyjaciele mieli niedługo przyjść do chaty. Musiał wyrzucić z siebie cały ten ból, póki żaden z nich nie mógł go dostrzec. Miał dosyć obarczania ich swoimi problemami. Zwłaszcza Petera, który był najbardziej empatyczny z nich wszystkich i bardzo przejmował się jego stanem oraz bólem. James z drugiej strony niemal na siłę chciał mu pomóc. 
Remus nie prosił, aby ryzykowali przemieniając się co pełnie z nim. To był pomysł Pottera, który w czwartej nie spał przez dwa tygodnie, aby jak najwięcej dowiedzieć się o animagach. Doszło do tego, że przynosił do biblioteki poduszkę i koc. Kiedy w końcu rozpisał plan i "szkolenie" dla nich, nie przyjmował odmowy, ani logicznych argumentów. Oczywiście Syriusz mu przytakiwał, jak we wszystkim. W końcu James był dla niego bratem, bratnią duszą, wszystko co dobre i pewne utożsamiał z Potterem. Było to według Lupina niezdrowe, jednak podziwiał tę wierność i zaufanie. Osobiście uwielbiał Pottera, był jego najlepszym przyjacielem, osobą która wskoczyłaby za nim w ogień, poświęcała się niemal codziennie. Mimo to widział jego wady wyraźnie. Syriusz zaś, będąc podobnym do Jamesa, nie chciał ich dostrzec, wręcz robił wszystko, aby razem z Rogaczem pozostali beztroskimi chłopcami. Sama wizja dorastania go przerażała. James niestety powoli zaczął. Ku szczęściu Remusa, zmiany w jego przyjacielu szły w dobrą stronę. 
- To co zaczynamy tę imprezę ? - wykrzyczał Syriusz, kiedy wchodzili przez drzwi. Trzymał w dłoniach koszyk z maściami i bandażami. Za nim szedł James, który z czegoś śmiał się z Peterem. Remus uśmiechnął się na ich widok. Nie miał siły nic powiedzieć, słowa nie przechodziły mu przez gardło. Był już wykończony. Każda przemiana osłabiała, jego organizm oraz silną wolę.


Grudzień
Piątek 

Przyłapał się na tym, że lubił na  nią zerkać. Zwłaszcza kiedy nie była świadoma jego obecności. Siedział właśnie w pubie z resztą Huncwotów. Kiedy przechodziła za oknem. Miała na sobie szarą czapkę z pomponem, która śmiesznie opadała jej na czoło. Śmiała się z czegoś co opowiadała Alice. 
- Ziemia do Rogacza - powiedział Lupin, po czym Syriusz uderzył okularnika w tył głowy. 
- Co ? 
- Jaki masz plan na Sylwestra ? - zapytał Peter popijąc miodowe piwo. James zmarszczył brwi. 
- Upić się - odpowiedział podnosząc do ust szklankę z wischy. Remus spojrzał na niego z irytacją. 
- Dobrze wiesz o czym mówię - wydusił przez zaciśnięte zęby Lunatyk. Potter przekręcił tylko oczami i pochylił się w jego stronę. 
- Mój plan się nie zmienił. Akcja "Mrożony wąż" dalej aktualna - powiedział wyzywająco. Syriusz zaśmiał się głośno. 
- To najgłupszy tytuł akcji jak dotąd - zarechotał Łapa. Remus westchnął ciężko. 
- Twój plan ... - zaczął Lupin. James podniósł tylko dłoń. 
- Jedyny jaki mamy, jak dotąd nie miałeś zastrzeżeń do moich planów - powiedział spokojnie Potter patrząc wyzywająco na przyjaciela. Lunatyk zacinał usta. 
- Ej Dolly - krzyknął nagle Black, przerywając niezręczna ciszę. Kelnerka spojrzała w ich stronę.  - Jeszcze po jednym złotko - wyjął z kieszeni papierosy i odpalił jednego, rzucając resztę paczki na stół. - Ja myślę... 
- A to nowość - wyszeptał Remus. James położył dłoń na ramieniu Łapy, który wyglądał jakby miał się rzucić przez stół. 
- Myślę, że plan jest do dupy, ale miewaliśmy gorsze - powiedział Black zaciągając się papierosem. 
-Peter, a ty jak uważasz - wskazał na Glizdona dłonią Remus. Peter spojrzał po każdym z nich, po czym upił łyk piwa. 
- Lunatyk ma rację, to nie wypali, nie chce w tym brać udziału - powiedział pewnie. - Przepraszam Rogacz, ale to nas wpędzi w za duże bagno - James uśmiechnął się do niego delikatnie i machnął rękę. 
- Nie będę Was dwóch do niczego zmuszał - rzucił z uśmiechem. Wyjął z paczki papierosa i strzelił palcami, kciuk zaczął się palić. Zapalił papierosa po czym uderzył dłonią o stół i jego palec wrócił do normy. Była to stara sztuczka, której nauczyli się z Syriusz jeszcze na pierwszym roku. 
- To mamy ustalone. James kocham cię, ale zostajesz z tym sam. Nie - wskazał na Blacka - ze swoim wiernym psem Łapą - Syriusz zawył jak wilk. - Następna kolejka na mój koszt - rzucił na koniec Remus. 
James przetarł twarz dłonią i wypił duszkiem stojącą przed nim szklankę. Był w czarnej dupie i dobrze o tym wiedział. Potrzebny był mu Remus do tej akcji. Liczył, że Peter stanie za nim, ale ostatnio coraz częściej tchórzył. Mógłby oczywiście zmanipulować jakoś Lunatyka, ale nie chciał go narażać wbrew jego woli. 

Sylwester

Dotarli około osiemnastej. Było już ciemno. Latarnie oświetlały im drogę. Kiedy przechodzili przez las czuł jak serce podchodzi mu do gardła. Spojrzał na Łapę, który patrzył tylko przed siebie. Kurwa, kurwa pomyślał. Narażał nie tylko swoje życie, ale też Łapy. Wiedział dokładnie, że przyjaciel pójdzie za nim wszędzie, nawet jak się z nim nie zgadzał, zawsze mógł na niego liczyć. Remus miał rację - oszalał. Miał już się wycofać, kiedy poczuł uderzenie w plecy. Złapał szybko za różdżkę i miał już wypowiedzieć zaklęcie, kiedy zobaczył znajomą twarz. 
- Lunuś - rzucił szczęśliwie Łapa. - Co tu robisz? 
- Bezemnie tam zginiecie - powiedział Remus podchodząc do nich powoli. - Jeden za wszystkich - rzucił w stronę Jamesa. Okularnik uśmiechnął się szeroko.  Objął ramieniem przyjaciela. 
- Wszyscy za jednego. 
- Dalej uważam, że to chory pomysł - warknął Lupin. Potter tylko przytaknął. Resztę drogi starali się spędzić w ciszy. Tylko Syriusz co jakiś czas rzucał jakimś żartem. Kiedy dotarli na miejsce schowali się za krzakami. 
- Dobra - rzucił James przełykając ślinę. Czuł jak dreszcze przechodząc mu przez plecy i miał ochotę odwołać wszystko.  Spojrzał po twarzach przyjaciół. Nie mógł im pokazać, że sam ma wątpliwości i się boi. - Wchodzimy bierzemy co musimy i wychodzimy. Żadnych walk, pogawędek. Mamy dokładnie - spojrzał na zegarek. - Trzy godziny, aby wejść, wyjść i teleportować się do domu - Black i Lupin przytaknęli i spojrzeli na swoje zegarki.  - Po trzech godzinach znowu będziemy do wytropienia, że używamy magii. Jasne? - przytaknęli. - Łapa ty wchodzi jako pierwszy, postaraj nie zwracać na siebie uwagi. Musisz znaleźć zielone drzwi. Potem wracasz po nas. Lunuś ty zostajesz na czatach pod peleryną przed biurem. Jak coś masz odwracać uwagę. Wychodzimy oknem. 
- Tak jest - powiedział Syriusz. James wychylił się znad krzaków. Wejście do posiadłości wydawało się niestrzeżone. 
- Macie - podał im muchy. Wsadzili je sobie do uszu. - Dobrze słychać? 
- Tak  - przytaknął Remus. 
- Do roboty - rzucił James. Łapa przemienił się w wilczura. I biegiem ruszył do wejścia. Dzięki muchom słyszeli jego myśli, te którymi chciał się z nimi podzielić. 
- Jeden śmierciożerca przy wejściu - powiedział Łapa. - Na parterze nikogo nie ma. 
- Sprawdziłeś całe ? - zapytał Potter. 
- Tak. Ruszam na pierwsze - James spojrzał na Remusa. 
- Za łatwo - wszeptał. Lunatyk mu tylko przytaknął. 
- Znalazłem zielone drzwi, wracam - rzucił Syriusz. Potter wyciągnął z plecaka pelerynę. 
- Zmieścimy się obaj ? - zapytał Lunatyk, nie byli już jedenastoletnimi chłopcami, którzy chowali się pod peleryną i zwiedzali nocą Hogwart. 
- My z Łapą na spokojnie się chowamy - rzucił Potter. Była to tylko częściowa prawda, ponieważ owszem chowali się obaj z Blackiem, ale musieli chodzić na kuckach. 
Łapa przybiegł do nich i rzucił się na Jamesa, który pogłaskał go za uchem. 
- Idziemy - powiedział Potter, Remus schował się pod peleryną i szybko się zorientował, że muszą się z Jamesem skulić, aby nie było widać ich stóp. Duża część Lupina miała ochotę się wycofać. Nie wierzył w ten plan, nie wierzył w to co miał przynieść. Jednak wierzył w Rogacza, za Rogaczem był wstanie pójść w ogień. Tylko dlatego przyszedł. A teraz dzięki Jamesowi wierzył, że jednak się uda. 
Przeszli bez problemu przez bramę, potem przez parter. James po woli zaczynał wierzyć, że może się udać, póki nie dotarli do zielonych drzwi. Stało przed nimi dwie osoby w maskach i czarnych pelerynach. Łapa kiedy ich zobaczył cofnął się. 
- Kogo my tu mamy ? - powiedziała jedna z postaci. Głos był znajomy, ale James nie mógł go z nikim konkretnym skojarzyć. - Piesek - stwierdził. Łapa zaczął warczeć. 
- Zabij go po prostu - warknęła druga postać. Łapa zaczął wystawiać zęby z których leciała pijana. Pierwszy śmierciożerca wyciągnął różdżkę. Tego było za wiele. James chwycił za swoją i rzucił zaklęciem ogłuszającym z niego. Remus zrobił wielkie oczy, wiedząc że są już spaleni. Zrzucili z siebie pelerynę i tylko dzięki elementowi zaskoczenia udało się im ogłuszyć drugiego. Łapa zamienił się z powrotem w człowieka. Poruszył szyją, że było aż słychać trzask kości. 
- Co teraz ?! - zapytał Lunatyk. - Zaraz będzie ich tu cała zgraja - wyszeptał. James podał mu pelerynę. 
- Schowaj się. Łapa rozbieraj tamtego. Schowamy ich za tymi drzwiami. Lunatyk ich zwierzasz zaklęciem. No już ruszcie się ! - warknął Potter. Szybko rozebrali obu śmierciożerców i ubrali ich peleryny oraz maski. Kiedy Remus zajmował się chowaniem ich w za drzwiami. James poczuł krew w ustach. 
- Jak z tego nie wyjdziemy - zaczął szeptem do Łapy, który próbował podsłuchać rozmowę za zielonymi drzewami. - Remus nigdy nie przestanie mi tego wypominać - dokończył. Syriusz uśmiechnął się szeroko. 
- W życiu, do ostatniego oddechu będzie o tym pierdolił - James tylko przytaknął. - Ale to wypali?
- W chuj nie - zaśmiał się Potter. - Jesteśmy w czarnej dupie. 
- Jak zawsze - stwierdził Black. James przytaknął. 
- Załatwione, możecie wchodzić - wszeptał Remus. - Rogacz - James nabrał powietrza w płuca. 
- Na debila Łapa - rzucił do Syriusza. 
- O nie - powiedział Remus.
- Moja ulubiona opcja. 
James otworzył drzwi na rozszerz i wrzucił Blacka przed sobą. Rozmowy w pokoju ucichły. Trzy ubrane na czarno postacie w maskach patrzyły teraz za dwóch Huncwotów. 
- Przepraszam szanownych państwa, ale kolega  coś widział - powiedział poważnym głosem Potter. Łapa zaczął trzęść się jakby było mu zimno.
- Duży pies - krzyknął nagle Black. James złapał go za ramiona, udając że podtrzymuje biedaka. - To jakiś stwór z bagien.  
- Co ?! - zapytał zaszokowany mężczyzna z maską ptaka, podchodząc do nich szybko. 
- Sam zobacz - rzucił łkając Syriusz. 
- Oszalał - powiedział James kierując się w stronę biurka. Dwie postacie dalej stały przy meblu. Maska jaszczurki i orła. - Mówię wam, on jest nie przy zdrowych zmysłach. 
- Najwyraźniej - rzuciła lekko jaszczurka patrząc uważnie na Pottera. Cholera - pomyślał Rogacz. 
- Niech usiądzie - posadził Łapę przy biurku, a sam obszedł je stanął na przeciwko dwóch postaci w maskach. Tak, aby mieli Syriusza za plecami. - On tak ma debil, mówiłem mu, że się do tej roboty nie nadaję. Zero ziemnej krwi - Black przekopywał papiery na stole z szybkością światła. Jaszczurka chciała się odwrócić, ale James dotknął jej ramienia. - A słyszałem, że podobno nawet nie trafił do naszego domu - rzucił szybko. Black wskazał nagle na orła. Bingo mam Cię - pomyślał James. 
- Już mi lepiej - krzyknął Łapa klaszcząc z ręce. Tak głośno i nagle, że wszystkie oczy zostały skierowane w jego stronę. Wstał powoli i zaczął iść w stronę drzwi. 
- Nie tak szybko - warknęła Jaszczurka celując w Łapę różdżką. Potter rzucił zaklęcie w stronę zasłon, które zaczęły płonąć. Kiedy zamaskowani odwrócili głowę w stronę okna, Syriusz szybko wyciągnął z kieszeni orła kopertę. 
- Teraz - krzyknął James. Rzucili się razem  z Blackiem w stronę drzwi i dosłownie przez nie wyskoczyli. Remus zatrzasnął je i rzucił zaklęcie, które zmieniło je w kamień. 
- Macie ?! - zapytał Remus kiedy biegli w troje w stronę schodów. 
- Tak, kurwa mać - krzyknął Potter kiedy zobaczył jak po schodach biegną inni śmierciożercy. - Tam - skręcili w prawo. Weszli do jakiegoś pokoju. James ruszył w stronę okien, ale żadne nie chciało się otworzyć. 
- Łapa drzwi, Lunatyk okna - warknął Potter. Remus próbował wszystkimi zaklęciami otwierającymi, które znał. 
- Długo nie wytrzymam - krzyknął Black. Z jego uszu zaczęła lecieć krew. 
- Wysadzimy ścianę - powiedział James. 
- Co? - zapytał Remus. 
- Confringo - krzyknął James. Wybuch był tak mocny, że przez chwilę nic nie słyszeli. Chwycił Remusa za rękę. -  Łapa - krzyknął. Syriusz zaczął biec w ich stronę. Wyskoczył tuż za nimi przez dziurę. 
- Accio miotła - powiedzieli. Miotły pojawiły się jak byli metr od ziemi. Remus objął mocno Jamesa w pasie i zamknął oczy. Kiedy poczuł, że unoszą się do góry je odtworzył. Wtedy wreszcie sam przywołał swoją  miotłę i wskoczył na nią. 
- Mówiłem, że to był zajebisty plan - zaśmiał się głośno James kiedy lecieli w stronę Złotego Lwa. Remus tylko się uśmiechnął. 

Styczeń

- Chcesz zabić tych chłopców - powiedziała Minewra. Albus siedział przy biurku czytając z zadowoleniem raport od Kinga, jak Huncwoci wykradli mu kopertę.  
- Są sprytni, inteligentni - wyszeptał z zachwytem. - Potter ma ...
- Zabijesz ich Albusie - warknęła podchodząc do biurka. Spojrzał na nią wreszcie. 
- Potrzebujemy ich Minewro. Zwłaszcza Pottera, za nim pójdą inni  - stwierdził chłodno.
- To dobrzy chłopcy Albusie. To moi chłopcy  - uderzyła pięścią w pierś. - Mają wielki potencjał. 
- Nigdy bym Cię nie podejrzewał za faworyzowanie Minewro. Tydzień temu nie miałaś problemu z młodym Longbottomem - rzucił, wziął w rękę swoją listę. I przejrzał ją pobieżnie. Było na niej 50 nazwisk potencjalnych członków jego Zakonu. - Zresztą wszyscy są młodzi - wyszeptał. 
- Oni umrą - powiedziała. Łza pociekła jej po policzku. - Moi złoci chłopacy. 


Marzec 

- Potter! Potter - skandowali. Syriusz tylko ich zachęcał podnosząc ręce. 
- Na miejsca - krzyknął James, widząc ją profesor z piłkami wchodzi na boisko. Na przeciwko niego ustawił się kapitan Puchonów. 
- Potter - powiedział Joe z uśmiechem. 
- Joe - powiedział James podając mu rękę. - Jak zawsze będzie dla mnie przyjemnością skopanie wam tyłka -  zaśmiał się. Joe uśmiechnął się szeroko. 
- Nie tym razem stary przyjacielu - rzucił odlatując Puchon. 
Po godzinie zakończyli mecz z wygraną Gryfindoru. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy