-Daje 20 galeonów na Adamsa – krzyknął jakiś Puchon.
Syriusz uśmiechnął się szeroko i do niego podszedł. Zamienił z nim parę zdań na
temat zawodników i podał pieniądze Peterowi który robił za sejf. Peter
uśmiechnął się do niego tajemniczo i obliczył pieniądze po czym schował je do sakiewki.
Adams w tym czasie uderzył Jamesa w ramię, chłopak zachwiał
się lekko, lecz ku udręce widowni dalej stał twardo. Uśmiechnął się do
przeciwnika i sam wycelował w jego brzuch. Jednak Admas tylko się zaśmiał.
James z przerażeniem spojrzał na Racharda, ten zaśmiał się radośnie i uderzył
Pottera ponownie w ramię. Okularnik nie dawał za wygraną i dalej uderzał Admasa
który tylko się śmiał, widząc jak chuderlak skaczę wokół niego.
Rachard Adams był niezbyt inteligentnym Puchonem, lecz jego
postura była imponująca. Był wysokim, niesamowicie umięśnionym chłopakiem o
głupkowatym wyrazie twarzy.
-A wracając do naszych zawodników. James gwiazda naszej
drużyny, łamacz kobiecych serc, jeden z najzdolniejszych i najbardziej leniwych
uczniów Hogwardu. I mój najlepszy przyjaciel – powiedział z dumą Black. – A
przeciwko niego Rachard Adams – rzekł Syriusz patrząc na tłumek się powiększa.
Uśmiechnął się szeroko widząc jak ludzie zgłaszaj się do Petera by postawić na zawodników,
zerknął na Remusa który rozglądał się nerwowa patrząc czy idą jacyś
nauczyciele. Spojrzał na Blacka i kiwnął z zarzenowniem głową. Syriusz
uśmiechnął się do niego szeroko, Remus przewrócił oczami i wrócił do książki.
Mimo że zależało mu na SUM-ach od pewnego czasu w ogóle nie mógł się skupić na
nauce. Miał tyle rzeczy na głowie. Musiał pomuc Jamesowi i Syriuszowi w
dokończeniu mapy, co szczerze mówiąc sprawiało mu dużo radość. Uwielbiał z nimi
współpracować, James był bardzo bystry, a Syriusz z małymi radami umiał
wszystko zrobić. Do tego nadzorował ich przemiany w animagów, ale od dnia kiedy
Jamesowi udało się przemienić nie ruszyli z miejsca. Dodatkowo miał na głowie
Lily, która jak to miała w zwyczaju wtrącała się w każdy aspekt jego życia.
Spotkania prefektów, oraz pomoc słabszym uczniom w nauce. Nie pomagała mu też ta
cała sprawa z Rechel która od świat unikała go na wszelki możliwe sposoby. –
Powiem wam w sekrecie że Adams warzy o całe 50 kilogramów więcej
od naszego kochanego Potter – wykrzyczał Syriusz. Nagle wszyscy uczniowie zaczęli
stawiać na Adamsa. Remus zaśmiał się ze satysfakcją. Zamknął książkę i spojrzał
na chłopaków. Syriusz ciągle nawijał, widać było że jest w swoim żywiole. Peter
zapisywał na pergaminie imiona i nazwiska uczniów którzy obstawiali walkę. A
James… cóż James robił to co było przedtem ustalone.
-No dalej Adams znokautuj go – krzyknęła jakaś Krukonka.
Syriusz zmierzył ją wzrokiem pełnym pogardy, a ona się zarumieniła. Rachard już
miał uderzyć James w twarz ale ten zrobił szybki unik. Biedny Adams był już
zmęczony ciągłym zadawaniem ciosów w przestrzeń, za to James skakał wokół niego
z błyskiem w oku, co chwila zerkając w stronę Syriusz który tylko kręcił głową.
Potter westchnął ciężko i pierwszy raz od półgodziny walki uderzył Adamsa w
ramię. Chłopak zachwiał się lekko, ale dalej trzymał się na nogach. James
niczym kangur uskoczył go całego co kilka sekund zadając ciosy.
-Koniec zakładów – krzyknął Black z ogromnym uśmiechem.
Wszyscy spojrzeli na niego z wściekłością, a ten noszlancko wzruszył ramionami.
-Dalej Adams, dowal mu – krzyczeli wszyscy do o koła. Jednak
biedny Adams ledwo się kiwał, a kiedy zamachnął się by uderzyć James upadł z
hukiem na podłogę. Potter w geście wygranej uniósł obie ręce i zaczął z
ogromnym uśmiechem podskakiwać.
-5…4…3…2… - odliczał Syriusz a za nim reszta. Mimo ogólnego
udziwnia Adams podniósł się lekko chwiejąc. James spojrzał na niego zdziwiony,
ale szybko otrzeźwiał i znowu skakał dokoła niego niczym kangur. – Dajesz James
skończmy tą zabawę – wykrzyczał Black. Potter spojrzał na niego z huncwockim
uśmiechem i zatrzymał się tuż przed Adamsem zadając mu mocny cios w szczękę.
Rachard obrócił się o 360 stopni i z hukiem spadł na podłogę. – 5…4…3… - odliczali
wszyscy, a Potter w tym czasie zakładał powrotem swoją pelerynę i zawiązał
szalik. – 2…1… - wszyscy zaczęli wiwatować. – I wygrał – Syriusz podszedł do
James i chwycił go za prawą rękę. – Mój przyjaciel James Artur Merrrlllinnn
Pottttter - wykrzyczał
podnosząc rękę przyjaciela. Uczniowie zaczęli gwizdać i bić brawo, a obaj
huncwoci pokłonili się im. Remus przewrócił oczami i pochwyciwszy torbę
podszedł do reszty huncwotów którzy pochylali się nad Adamsem.
-50 galeonów jest twoje Adams – powiedział z radość James.
Rachard cały zdyszany uśmiechnął się do niego.
-Super ci poszło stary – rzekł Syriusz kiedy razem z
Jamesem go podnosili. – Nic ci nie jest ? – zapytał z udawaną troską.
-Nie, spoko – powiedział lekko zamroczony Adams. – Zajebiście
robi się z tobą interesy Potter – bąknął kiedy odebrał pieniądze od chłopaków.
James spojrzał z ukosa na Syriusz który puścił mu oko. – To do następnego –
chwycił w swoja wielka łapę ich dłonie i odszedł z uśmiechem.
-Ile zarobiliście ? – zapytał wreszcie Remus kiedy
dochodzili do Wielkiej Sali.
-Z jakieś 500 galeonów – odpowiedział James z noszlancją.
Syriusz w tym czasie liczył dokładnie każdego zarobionego galeona.
-Myślałem że dzielicie się zyskami po połowie z Adamsem –
odparł Peter. James z Remusem zaśmiali się serdecznie.
-Oj Peter. Bo dzielimy, tylko my bierzemy tą większa połowę
– odpowiedział Black.
-Myślałam że połowa to znaczy ze po równo – stwierdził
Peter, chłopacy spojrzeli na niego z rozbawieniem. – A wy oszukujecie – Potter
i Black zaśmiał się do siebie.
-Nie oszukujemy. My po prostu nie mówimy całej prawdy o tym
ile dzisiaj zarobiliśmy – odpowiedział James zasiadając przed kolacją.
-Ale tak nieładnie – Remus spojrzał na Petera ze
współczuciem. James uśmiechnął się do pieczonych ziemniaków i nie ciągnął dalej
dyskusji.
-Widzisz
Peter ludzie pokroju James i Syriusza nie mają sumienia – wyjaśnił mu Remus.
Potter uśmiechnął się pod nosem, zaś Syriusz obserwował uważnie zjawiskową
blondynkę z kurkonów która ukradkiem spoglądała w jego stronę.
-Ja
nie mam sumienia – powiedział James z udawaną wściekłością. – Ja !
-Tak
ty – odpowiedział Remus, patrząc z rozbawianiem na James który udawał wielce
obrażonego.
-Wiesz
co ? – rzekł Potter przeżuwając kawałek pieczeni.
-James
a co według ciebie znaczy sumienie ? – zapytał Lupin. Oczy Pottera się rozszerzyły.
-A
czy to ważne ? Nie muszę wiedzieć co to jest ? Jak możesz mówić że czegoś niemieć
? – zaśmiał się. Remus prychnął z pogardą, a James rozejrzał się dookoła.
Większość uczniów właśnie kończyła kolacje. Potter zmarszczył brwi widząc jak w
ich stronę zmierza Mary Anna. To jak bardzo nie znosił tej dziewczyny nie dało
się opisać żadnymi słowami.
-Hej
– przywitała się radosna niczym skowronek. Wszyscy huncowci spojrzeli na nią z
zaskoczeniem, a ona uśmiechała się do nich szeroko. Mary Anna zazwyczaj była
nieprzyjemna dla większości ludzi, chociaż że coś chciała.
-Hej
Mary. Ktoś na ciebie rzucił zaklęcie szczerza, czy tak się cieszysz na mój
widok ? – zaśmiał się Potter, jednak jedynie Peter się zakrztusił, reszta huncwotów
wróciła do swoich zajęć.
-Nie
i nie – odpowiedziała dalej się uśmiechając. James podniósł prawą brew i wrócił
do kolacji. Wolał nie zaczynać dyskusji z tą dziewczyną gdyż zawsze kończyła
się awanturą. – Dobra nie będę udawać waszej przyjaciółeczki – warknęła Mary,
huncowci spojrzeli na nią z zaszokowani. – Jak wiecie, a przynajmniej Remus wie
– wskazała dłonią blondyna. – 31 stycznia są urodziny Lily – wszyscy pięcioro
spojrzeli w stronę rudej dziewczyny która na końcu stołu czytała książkę.
-I
co nam do tego ? – wyrwało się Jamesowi, Lupin spojrzał na niego zabójczym wzrokiem.
-Nic.
Ale chcemy zrobić jej imprezę, a że wy macie w tym wprawę to pomyślałam że –
przerwała w tym momencie mając nadziej że któryś chłopaków za nią skończy. Jednak
tak się nie stało. Dziewczyna westchnęła ciężko. – Że mi pooooomooożżżżeeecie – wyjąkała
cicho.
-Że
co ? – zapytał Syriusz widząc jak
dziewczyna się męczy. James spojrzał na niego z uśmiechem.
-Że
mi pomożecie – warknęła do Blacka.
-Zastanowimy
się – odpowiedział James. Mary Anna spojrzała na niego z wściekłością, jednak
Potter miał to w głębokim poważaniu i wrócił do jedzenia.
-No
jasne że się zajmiemy przygotowaniami. Pogadamy o tym jeszcze za tydzień dobrze
? – odpowiedział Remus, patrząc ze wściekłością na Blacka i Potter, którzy
wrócili do swoich spraw.
-Okej
– rzekła Mary i odeszła z impetem do Lily.
-Czemu
się zgodziłeś ? – warknął Syriusz. – Dzięki tobie będziemy mieli na głowie
Evans i tą małą sukę. Remus spojrzał na James z wyczekiwaniem.
-Ślicznotka
ma racje – odparł James. – Czy to Fred Homday ? – zapytał z niekrytą radością
Potter. Remus i Syriusz spojrzeli w stronę chłopaka.
-Tak
– potwierdził Black ciesząc się jak dziecko. –Odrosły mu włosy – stwierdził i
spojrzał na Jamesa z uśmiechem.
-Nawet
o tym nie myślcie – burknął Remus, chłopacy spojrzeli na niego z uśmiechem.
-Nie
wiemy o co ci chodzi Księżno – powiedział Syriusz.
-Dokładnie
wiecie – warknął do nich.
~*~
Syriusz
spojrzał na zegarek, było w pół do pierwszej. Wstał powoli z łóżka i podszedł
do James. Ten wstał nim Black go dotknął. Uśmiechnął się do przyjaciela po
huncwocku i płynnym ruchem założył spodnie.
-Peleryna
– wyszeptał James. Syriusz kiwnął głowa i ruszył stronę szafy. Nie zauważył
jednak w ciemności stolika i zrobił przez niego fikołka. Potter uderzył dłonią
o czoło i pokręcił głową. Black stał powoli i spojrzał na łóżko Remusa ten
tylko przekręcił na drugą stronę. Syriusz pochwycił pelerynę i podszedł do
drzwi, pochwali doszedł do niego James z jakimś wiadrem. Syriusz spojrzał na
niego pytająco. – Załatwimy dwie sprawy za jednym zamachem – Black uśmiechnął się
do niego szeroko.
-Mapa
? – szepnął kiedy wychodzili. James wyjął z tylnej kieszeni spodni kawałek
pergaminu. Syriusz kiwnął głową.
-Aparat
? – Black podniósł rękę do której był przywiązany aparat. Zeszli w ciszy do
pokoju wspólnego, tak jak się spodziewali nikogo w nim nie było.
-Poczekaj
– powiedział Syriusz tuż przed wyjściem. – Zapomniałem spodni – zaśmiał się. James
spojrzał na jego nogi rzeczywiście nie miał na sobie spodni tylko luźne bokserki
w małe serduszka, a na ramiona narzuconą bluzę.
-Dziwne
że głowy nie zapomniałeś – stwierdził okularnik opierając się plecami o drzwi. Po
paru minutach wrócił Black. Potter otworzył przednim wyjście i wyszli na
korytarz. Szybko założyli na siebie pelerynę i zaczęli iść w stronę wierzy
Puchonów.
Jakieś literówki były ale nie chce mi się Ciebie i siebie nimi zamęczać:) Urodziny Lily wyprawiane przez Huncwotów? Na pewno będzie wiewióra zachwycona:) Aaa no i oczywiście nie zapomniałaś o Księżnej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
huncwot-rogata.blogspot.com
Oj urodziny Lily powiem tak .... To będzie początek końca Lily i Seva a początek Lilu i Jamesa :*
Usuń